Jak nie tracić wiary w ludzi, tracąc wiarę w samego siebie? Czy da się idealizować świat, wiodąc beznadziejne życie? Film „Wieloryb” Darrena Aronofsky’ego to kalejdoskop życiowych dramatów, a zarazem obraz infantylnej nadziei – istna opowieść kontrastów.

Przejmujący los człowieka na dnie
Kiedy życie od paru lat kończy się na czterech ścianach obskurnego mieszkania i świadomości, że niedługo najprawdopodobniej umrzesz, trudno szukać ukojenia. W takiej sytuacji życiowej poznajemy głównego bohatera filmu Aronofsky’ego. Charlie (Brendan Fraser) to mężczyzna chorujący na otyłość, który nie jest w stanie już samodzielnie funkcjonować, więc pozostaje zdany na pomoc swojej przyjaciółki – Liz (Hong Chau). Jego partner zmarł w przeszłości, a z porzuconą córką Ellie (Sadie Sink) nie ma kontaktu od lat. Strata ukochanej osoby wywołała depresję oraz doprowadziła go do momentu, w którym otyłość jest dla niego śmiertelnym zagrożeniem oraz zamyka go na życie. Charlie nie przekracza progu swoich drzwi, a jego kontakt ze światem ogranicza się do prowadzenia niedocenianych przez studentów internetowych kursów z kreatywnego pisania, na których jednak ukrywa się za wyłączoną kamerką swojego laptopa.
Można by powiedzieć, że los tytułowego „Wieloryba” jest tragiczny. Niespotykanie wysokie wyniki ciśnienia krwi oraz inne objawy utwierdzają go w przekonaniu, że śmierć zagląda mu w oczy. Właściwie Charlie sam siebie spisuje na straty. Uparcie nie chce pomocy lekarzy, stroni od opieki szpitalnej. Momentami wydaje się, że stracił szacunek do samego siebie. Przeświadczenie, że jest ciężarem dla innych, a także, że wywołuje odrazę w ludziach oraz brak chęci walki o samego siebie odbija się niejednokrotnie w tym filmie echem. Sensu w tym wszystkim nadaje mu chęć odbudowy relacji ze swoją córką, co stanowi główną oś konstrukcyjną akcji.
Niepoprawny optymizm, czy zwyczajna naiwność?
Wszystkie próby nawiązania kontaktu z Ellie – mniej lub bardziej udane – odbywają się w oparciu o umowę odwiedzin ojca przez córkę, w zamian za pieniądze. Właśnie te pieniądze mogłyby pokryć jego ubezpieczenie zdrowotne, gdyby tylko Charlie zdecydował się na próbę leczenia. „Wieloryb” ucieka się do próby przekupstwa własnego dziecka, nie widząc w tym żadnego absurdu. Cieszy się, ilekroć Ellie go odwiedza, mimo, że sposób w jaki traktuje jego i innych bywa bolesny. Ciężko przyglądać się bohaterowi, który mimo najszczerszych chęci, doznaje krzywdy – zwłaszcza tej ze strony rodziny. Charlie jednak trwa w tym układzie. Każde nieczyste zagranie Ellie, tłumaczy jej dobrymi intencjami, nawet gdy inni kompletnie tego nie rozumieją. Jej próbę upokorzenia przez podającego się za ewangelistę Thomasa (Ty Simpkins), traktuje jako chęć pomocy młodemu chłopakowi w naprawieniu stosunków rodzinnych. Kiedy jego była żona Mary (Samantha Morton) wprost nazywa ich córkę złym człowiekiem, Charlie dystansuje się od jej punktu widzenia. Nie przyjmuje go nawet, gdy sam zostaje poniżony przez Ellie. Nie rości pretensji. Sam przecież też nie jest bez winy. W końcu to on kiedyś porzucił dla kochanka córkę i jej matkę.
Główny bohater to jednak niepoprawny optymista, pełen zrozumienia i nadziei dla innych, ale nie dla samego siebie. Nie oskarża nikogo za własne nieszczęście, chociaż moim zdaniem mógłby. W końcu niezrozumienie najbliższych wobec niego i jego życiowych wyborów, żałoba i utknięcie w chorobie – z której nie ma już wyjścia – mogą budzić poczucie niesprawiedliwości. Poza tym żyjąc w fatfobicznym społeczeństwie, odrzucenie siebie samego może przyjść relatywnie łatwo. Scena, w której dostawca pizzy Dan (Sathya Sridharan) widzi otyłego mężczyznę (od dawna silnie ukrywającego się przed spotkaniem z dostawcą twarzą w twarz) i krzywi się na jego widok, to obraz naszej społecznej rzeczywistości, w której osoby z otyłością są stygmatyzowane w życiu społecznym. Będąc karmionymi kanonami piękna, trudniej spogląda się na to, co poza nie wykracza. Charlie jest świadomy tego, że ludzie spoglądają na niego z obrzydzeniem. Co więcej, wydaje się nawet to rozumieć. Równocześnie wierzy w ludzką dobroć. W to, że człowiek po prostu musi sobie przypomnieć, że jest wyjątkowy i wtedy wszystko jakoś się ułoży. Mówi, że „ludzie są niesamowici”. Takie spojrzenie na świat, który przecież dostarczył mu i innym bohaterom wielu krzywd wydaje się dosyć infantylne. Jednak wybrzmiewa z bohatera z ogromną szczerością, która ostatecznie triumfuje w filmie. To dzięki szczerości wobec innych i samego siebie „Wielorybowi” udaje się dokonać pomyślnego rozrachunku własnego życia, domknąć niedopracowane sprawy i naprawić relacje.
Opowieść kontrastów
Reżyser buduje film na kontrastach. Miejsce akcji – zaniedbane mieszkanie, oceniane przez córkę bohatera jako śmierdzące, zestawione zostaje z obrazem beztroskich wspomnień Charliego ze słonecznych wakacji – chwil, które nigdy już nie powrócą. Na ekranie tragizm przeplata się z komizmem. Kiedy widz doświadcza ciężkich emocji w związku z obrazem bezsilności, nagle przychodzi nieoczekiwane rozluźnienie atmosfery. Raz otyłość Charliego jest powodem do trwogi o własne życie, a raz pretekstem do żartów z samego z siebie. Kontrast dotyka nawet najdelikatniejszych tematów filmu np. tematyki zaburzeń odżywiania, bo kompulsywne objadanie się głównego bohatera chorującego na otyłość przedstawione zostało na tle wspomnień o jadłowstręcie jego zmarłego partnera. Sama kreacja głównego bohatera jest bardzo kontrastowa. Sprzeczność można dostrzec również w zachowaniu jego najlepszej przyjaciółki, która opiekuje się „Wielorybem”. Mimo trwogi o zdrowie i życie umierającego przyjaciela i wściekłości z powodu braku jego chęci zmiany, karmi go kolejnymi porcjami tłustego jedzenia. Pełna sprzeczności jest także postać Ellie. Jej pasywno-agresywna postawa łagodzona jest rzeczywistym zainteresowaniem budowania relacji z ojcem.
Takie ukazanie rzeczywistości można oceniać różnie. Dla jednych może być to kino zbyt przerysowane, a nawet groteskowe. Moim zdaniem skrajność jest siłą tego filmu – zarówno w kontekście kreacji bohaterów i ich wewnętrznych sprzeczności, jak i gry na emocjach widza. Kontrast uwydatnia problemy bohaterów oraz pomaga zrozumieć ich motywację. Wszystko to, co pomiędzy skrajnościami, daje przestrzeń do własnej interpretacji. Dla mnie film „Wieloryb” to lekcja tego, jak ogromne znaczenie w życiu człowieka mają relacje międzyludzkie. To opowieść o tym, jak postawić wszystko na jedną kartę i na przekór słabościom zawalczyć o coś co ma dla nas znaczenie. Jak dostrzec dobro mimo doświadczenia cierpienia. To także triumf życia w szczerości, nawet tej okupionej rozczarowaniem.





Dodaj komentarz