Na pewno słyszeliście o hicie Netflixa 2021 roku „Tick, Tick BOOM!” w reżyserii Lina-Manuela Mirandy, gdzie w główną rolę Jona wcielił się Andrew Garfield, który za swoją kreację został nominowany do Oscara.  Teraz na deskach Teatru muzycznego ROMA można zobaczyć spektakl, na podstawie którego powstał ten film. Jak wypadł polski spektakl na tle kilkukrotnie nagradzanej hollywoodzkiej produkcji?

Zdjęcie wykonane przeze mnie

Jonathan Larson obecnie jest znany z tego, że zrewolucjonizował świat musicalu i napisał jego zasady na nowo, dzięki czemu zdobył wiele nagród, w tym Pulitzera za spektakl „Rent”. Oryginalnie „Boho Days”, bo taka była początkowa wersja tytułu, było autobiograficznym monologiem rockowym, w którym autor wyrażał swoją frustrację oraz emocje związane z trudnym momentem w jego życiu. Dopiero po śmierci Jonathana zyskał największą popularność i spektakl zmienił nazwę na tę znaną obecnie. Co ciekawe, monolog został przekształcony i rozdzielony na 3 role aktorskie.

W spektaklu „Tik, tik… BUM!” poznajemy 29-letniego Jona, który zmaga się z napisaniem swojego pierwszego musicalu oraz faktem, że za tydzień kończy 30 lat, co jest swego rodzaju momentem wkraczania w prawdziwą dorosłość. Jest w trakcie tworzenia swojej pierwszej sztuki „Superbia”, którą nieustannie od 5 lat próbuje ukończyć, aby zdążyć przed swoimi urodzinami. Jesteśmy świadkami jego zmagań nie tylko z twórczym natchnieniem, ale także problemami życia codziennego. W końcu jak pogodzić chęć gonienia za marzeniami z szarą rzeczywistością?

Reżyser polskiej wersji spektaklu, Wojciech Kępczyński, podołał trudnemu zadaniu wcielenia w życie tak prostej jak i zarazem skomplikowanej historii. Wybór małej Novej Sceny w Teatrze muzycznym ROMA był bardzo dobrą decyzją, ponieważ „Tik, tik… BUM!” jest niebywale kameralnym widowiskiem. To na pewno sprawia, że ma większy wydźwięk, a odbiorca może jeszcze bardziej wczuć się w tę opowieść. Marcin Franc trafnie zobrazował zmagania się Jona z presją czasu, jaką odczuwał, a także z momentami kryzysów i poświęcenia, aby napisać swój pierwszy musical. Jego postać łączy niebywałą ambicję wraz z charyzmą i trochę niefrasobliwym charakterem, przez co w spektaklu nie brakuje również elementów humorystycznych.

W sztuce teatralnej oprócz głównego bohatera pojawia się również jego dziewczyna Susan (Maria Tyszkiewicz), która uczy tańca i dostaje możliwość awansu. Żyła tu i teraz, ale z czasem narasta w niej potrzeba świeżego startu i ustatkowania się w mniej chaotycznym miejscu, przez co namawia Jona na wyprowadzkę. Ich relacja jest bardzo mocna, jednak oboje zaczynają coraz bardziej iść innymi drogami. Oprócz Susan ważną postacią jest najlepszy przyjaciel Jona – Michael (Piotr Janusz), który porzucił artystyczną drogą, na rzecz korporacji i pewnych zarobków. Próbuje zapewnić Jonowi szansę w swojej firmie i sprowadzić go na ziemię, pomimo swoich własnych problemów. Ich przyjaźń to piękny rodzaj relacji, jaką każdy chciałby doświadczyć w swoim życiu. Bliska, długoletnia więź, w której każda osoba jest dla siebie wsparciem. Pomimo różnic i innych dróg, cały czas starają się stawiać czołu wydarzeniu, które zweryfikuje ich relację.

Jest to spektakl jedynie z trzema aktorami, jednak postaci na scenie pojawia się więcej. Każdy z odtwórców wciela się w co najmniej dwóch bohaterów i płynnie przechodzą oni z jednej roli do drugiej. Warto również docenić minimalistyczną scenografię, która w trakcie występu pełni wiele funkcji i tym samym ukazuje esencję lat 90. XX wieku. Rockowe brzmienia wykonywane na żywo nadają całości dynamizmu i komponują się wraz z emocjami przepełniającymi scenę.

„Tik, tik… BUM!” to niesamowita opowieść o chęci spełniania marzeń, ale także o presji, którą każda osoba odczuwa, żeby jak najszybciej osiągnąć sukces. Jest to konfrontacja życia człowieka pełnego pasji i kreatywności z brutalną rzeczywistością. Opowieść o tym, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy nasz czas nadejdzie oraz czy kiedykolwiek będziemy mieć swoje pięć minut. Historia uświadamia odbiorcy, że czasem plany nie idą po naszej myśli i musimy iść bardziej krętą ścieżką, aby je osiągnąć. Przecież w końcu każdy z nas ciągle słyszy tykanie zegara, które przypomina nam, jak szybko mija czas.

Dodaj komentarz

Trendy