Monika Rutka jest znaną w świecie książkowym autorką takich bestsellerów jak seria “The Chain” (“Spark”, “Ashes”, “Flame”) “The Wave” czy najnowszej “Igniter. Myśli, których nie wypowiedziałem”. Wkrótce ukaże się również “Przystań lepszego jutra”.
Poza pisaniem Monika udziela się również TikToku @poskladana, gdzie systematycznie wrzuca promocje swoich dzieł jak i filmików z przekazem dla każdego.
Możecie ją również znaleźć na Wattpadzie @baeluvcake

Źródło: Monika Rutka, IG
Od czego zaczęło się Twoje pisanie? Kto był Twoją największą motywacją czy podporą?
Cała historia zaczęła się od pani od polskiego. Na początku gimnazjum strasznie się nie lubiłyśmy i miałam problemy z zaliczeniem. Zmiana nadeszła w 2 klasie. Dostawałam lepsze oceny i udzielałam się w szkole, brałam udział w przedstawieniach oraz wszelkiego rodzaju wolontariatach. Nauczycielka polskiego powiedziała mi, że od zawsze widziała we mnie potencjał, tylko chciała go ze mnie wydobyć. Bardzo lubiłam język polski, więc oczywiście, że zależało mi na dobrych ocenach. Zaczęłam się zastanawiać nad moja przyszłością, a ona jest taką osobą, z którą możesz porozmawiać na każdy temat. Pochodzę z małego miasta, a to ona mi powiedziała: “Monika, twoje życie nie będzie tak wyglądać, ty nigdy nie będziesz zamknięta w tym mieście. Ty wyjdziesz dalej. Ty zostawisz za sobą całe swoje życie i zobaczysz, że to właśnie Ty osiągniesz w życiu coś, że ludzie poznają Twoje imię”.
Wiedziała, że coś osiągnę.
Od tego zaczął się mój TikTok (@poskladana). Sprawiał mi on wiele radości, ale dalej myślałam o pisaniu. I właśnie ta jej wiara, i to jak dużo światła wniosła do mojego życia, pomogło mi w tym. To jest naprawdę bardzo kochana osoba i w każdym widzi dobro.
Do tej pory mamy ze sobą kontakt, to jest taki mój przyjaciel i ja każdemu życzę takiego nauczyciela.
Większość tego jaką osobą jestem, zawdzięczam właśnie jej.
Skąd wzięła się Twoja pierwsza myśl przy pisaniu trylogii “The Chain”?
Zawsze po pracy kładłam się do łóżka i wymyślałam scenariusze. Moją pierwszą myślą było zakończenie “Spark”, czyli ten moment, w którym wchodzi Omar. To była pierwsza scena, którą wymyśliłam w całym “The Chain”. Był to ogromny plot twist, ponieważ mało kto spodziewał się TAKIEGO zakończenia.
Zależało mi, żeby zaskoczyć czytelnika., Może było to dziwne i szalone, ale na pewno zaskakujące!
Miałam zakończyć na “Sparku”, ale stwierdziłam, że Lizzy i Chase zasługują na kontynuację.
Zawsze planuję książki od końca. Planuję, do czego chcę finalnie dotrzeć.
Nie masz z tym problemu, żeby tworzyć książkę od nowa do tego wybranego punktu, że może się gdzieś pogubisz?
Wiele razy o tym myślałam, ale jak już siadam do rozdziału, to mam plan. Jednak nie zawsze one się sprawdzają. Przykładowo wymyśliłam, że Lizzy i Chase się pokłócą, a wychodzi bardzo śmieszna scena. Albo planowałam zwabić Lizzy do pokoju Chase’a i dostaliśmy tę scenę z myszą! Bo ja się ich panicznie boję i wyszła ta ikoniczna sytuacja.
Akcje często się zmieniają w zależności od mojego nastroju. Myśli, które przychodzą nagle, są zawsze najlepsze! Jak ta scena z rozjaśniaczem.
Czy zaczynając pisać, wiedziałaś, jaki będzie Twój styl pisania czy on gdzieś się po drodze wykreował?
Osoby, które przeczytają “Spark” i “The Wave” oraz najnowszą książkę (“Przystań Lepszego Jutra”), zobaczą ogromną przepaść! Pod względem warsztatu bardzo się rozwinęłam.
“Spark” był przepełniony opisami, które są zbędne, tego było zdecydowanie za dużo. Początkowo chciałam pisać jak inni autorzy, chciałam się do nich trochę upodobnić.
W rozdziale, gdzie Jake odkrywa dowód Lizzy, uświadomiłam sobie, że to był pierwszy raz, gdzie napisałam tak, jak chciałam. Tak po swojemu. Od tego momentu pisałam swoim stylem, który po drodze też się zmieniał. Pomogła mi w tym również moja redaktorka, która wiele mi wyjaśniła, a ja wszystkie jej rady wzięłam do serca.
Pisanie “The Wave” jest idealnym momentem, kiedy wychodzimy z serii “The Chain” i to jest dla mnie takim odcięciem. To jest fajne, że przy każdej mojej książce widać, jak bardzo zmienia się mój styl pisania.

Źródło: Monika Rutka, IG
Są w takim razie jakieś zdania czy opisy, których na przestrzeni czasu bardzo żałujesz albo wydają ci się po prostu cringowe?
TAK! Przede wszystkim scena, kiedy mamy zderzenie Lizzy i Cindy, one mają tam takie tandetne teksty, a to się wybiło na TikToku! Było mi tak wstyd. Ja nie wiem, co ja wtedy myślałam, ale miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Całe szczęście, każdy autor tak ma.
Coś wydaje nam się zabawne i to piszemy, ale na przestrzeni lat już takie nie jest.
Jest wiele tekstów, które są cringowe i się za nie bardzo wstydzę, ale z drugiej strony to był rok 2016, kto wtedy nie był cringowy? Wszyscy byli. Ja sama byłam! I to na swój sposób odzwierciedla młodych ludzi. Oni mają 18 lat, więc takie wątki też są potrzebne.
Dałam też zbyt dużo tajemnic, ludzie zaczęli się gubić, a ja musiałam to jakoś rozwiązać na koniec. Dało się to oczywiście przeczytać, ale z bardzo dużym skupieniem. Jednak gdybym mogła, tobym to zmieniła.
Skąd pomysł na imiona bohaterów?
Imiona bohaterów wzięły się od ich charakterów.
Najpierw tworzę postać…(postać z “The Chain” – przyp. red.) mamy np. ciotkę, która nie ma własnych dzieci, ale zaadoptowała i jest chodzącą kulką szczęścia. Więc zaczęłam szukać jakiegoś, które mi pasuje, i tak znalazłam Josephine. Tak samo było z Chase’em.
Mam jakiś swój “bank imion”, z którego korzystam podczas pisania.
A kwiaty na okładkach?
Każdy kwiat w “The Chain” wziął się od kobiety, która miała wpływ na życie Chase’a i ono już nie będzie takie samo.
Na końcu każdej książki jest wyjaśnienie, skąd dany kwiat.
Generalnie są trzy kwiaty jak trzy kobiety. Lilia – Elizabeth, mak – Margaret, róża – Grace.
Jak było z wydaniem “The Chain” od razu wiedziałaś, że chcesz to zrobić czy chwilę się nad tym zastanawiałaś?
Każdy myśli, że to ja dostałam propozycję, a tak nie było.
Ktoś na wattpadzie (@baeluvcake) napisał mi, że chciałby przeczytać to w wersji papierowej. Początkowo nie byłam do tego przekonana, ale stwierdziłam, że zrobię ten “jeden strzał” i po prostu im to wyślę. Przeczytałam poradnik “Jak wydać książkę” od Layla (twitter: @layla_wheldon), która też wydaje książki i ona zrobiła taką listę swoich ulubionych wydawnictw, w jednym miejscu było Editio oznaczone serduszkiem. Więc stwierdziłam: dobra, wysyłam! Albo się uda, albo nie. No i się nie udało….ale to dlatego, że źle wypełniłam dokumenty (śmiech) Dosłownie jadąc do dentysty, nagle pomyślałam: “Kurczę, ja to źle wypełniłam!” więc wysłałam im kolejny już wypełniony dokument. Moja obecna redaktorka w tamtym momencie odpisała mi: “No wie pani, teraz to wiele zmienia”. To było mega szokujące, bo normalnie bym odpuściła, ale to chyba było… przeznaczenie? Albo ta polonistka! Tak, to ona wymanifestowała mój sukces!
Ale serio to było dziwne. Inaczej pracowałabym dalej na etacie i pisała tylko na wattpadzie, a teraz wydaję już swoją szóstą książkę i jestem bardzo zadowolona.
Cieszę się, że jestem w tym wydawnictwie i współpracuję cały czas z tą samą cudowną redaktorką. To był mój jeden strzał i nie mam żadnych innych doświadczeń, więc nie mam do czego porównywać, i dla mnie brak porównania jest o wiele lepszą opcją. Nawet miałam rozmowę z redaktorką, czy nie chciałabym jej zmienić i nabrać innego, nowego doświadczenia. Ale ja nie chcę. Obie wiemy, jak wygląda nasza współpraca i jest dobrze, nie ma po co zmieniać. Mamy też bardzo dobry kontakt i wiem, że jak zadzwonię w środku nocy, żeby opowiedzieć jej o nowym wątku, to ona nie będzie zdziwiona. Ma anielską cierpliwość i jest bardzo dokładna. Na przykład w “Spark” napisałam jakiś rozdział i tam był krzak, zwykły krzak, a ona do mnie dzwoni, że “taki krzak w tym regionie o tej porze roku nie występuje”. Wiadomo, to jest jej praca, no ale nie każdy redaktor spojrzy na krzak, a czy sobie gdzieś rośnie czy nie. Ona bardzo dogłębnie sprawdza tekst i ja jestem ze współpracy z nią bardzo zadowolona.
W każdej swojej książce masz bardzo dużo trupów, dlaczego? Sprawia ci to radość?
(Śmiech) Ludzie myślą, że to mi sprawia radość i jestem tą od zabijania. Prawda jest taka, że wielu innych autorów też tak robi, tylko mi się ta łatka przyczepiła, bo w bardzo krótkim czasie potrafię zabić wielu bohaterów.
Czasem po prostu ktoś mi nie pasuje do fabuły, a czasem temat śmierci jest ważny. Człowiek umiera na różne sposoby i często nieoczekiwanie. Ja chcę to pokazać.
Chcę pokazać, że nie zawsze będzie tak, jak czytelnik chce, i nie zawsze jest szczęśliwe zakończenie. Czasem ktoś musi umrzeć. Osoba, którą kochamy, odchodzi nagle, a my nie zdążyliśmy się z nią pożegnać lub przeprosić i my musimy z tym żyć dalej. Takie jest życie.
Jest jakiś bohater w którejś z książek, którego nie do końca rozgryzłaś? Nie poznałaś go do końca?
Oj tak, Parker Jones z “The Wave”. Nie rozgryzłam go do końca, ale uważam, że to jest super, bo nie do końca wiadomo, o co w nim chodzi. Taka postać też jest często potrzebna, bo patrzymy na to z perspektywy jednej osoby, więc ona nie może wiedzieć wszystkiego i te luki muszą być. Parker jest najbardziej mroczną postacią z całego “The Wave”, jest skryty i ma wiele sekretów, ale jest też bardzo ciekawy.
Wystarczy przeczytać sobie kilka rozdziałów Dominica Warrena. Wszyscy widzieli sytuację w różnym świetle i o to mi chodziło w jego historii, bo każdy przedstawiał go inaczej.
Prawda okazała się zupełnie inna i to jest takie fascynujące, że z każdej perspektywy widzimy coś innego, każdymi oczami widać innego człowieka, mimo że to cały czas jest ta sama osoba.
A jest jakaś osoba, którą chciałabyś wskrzesić albo przenieść do naszego realnego świata?
[bez spojlerów!] W książce wskrzesiłabym osobę, która została postrzelona w “Ashes”, a do realnego życia dałabym Chase’a, który wygląda jak Chase (śmiech). [Każdy wie, jak wygląda, ale nikt nie umie go przypisać do realnej osoby, więc padło na psa z psiego patrolu – przyp. red.] Ale szczerze to przeniosłabym Florence i Jane, którą teraz piszę. Chciałabym z nimi porozmawiać. One bardzo mocno zostały mi w pamięci. Z Josephine wypiłabym sobie herbatkę przy plotkach!
Czy w swojej nowej książce planujesz przewodnie piosenki, tak jak to miało miejsce w “The Chain”?
Tak, oczywiście!
Pojawia się tam kilka kawałków, ale historia Jane i Hayden’a też będzie miała swoją przewodnią piosenkę.
Będzie dużo kawałków z lat 70-90., czyli to, co kocham.
Będą też piosenki pod względem wieloczęściowej serii, czyli czegoś, co jest właśnie rozbudowane na historię bohaterów. Na pewno będzie dużo muzyki.
Co możesz nam zdradzić na koniec? Nad czym teraz pracujesz?
Mogę powiedzieć o nowej książce.
Zacznijmy od tego, że to jest dylogia, a cała ta historia jest dla mnie najfajniejszą historią, jaką na razie napisałam. Tam właśnie dzieją się chore plot twisty, ale to jest bardzo pokrzepiająca historia. Ile ona ma w sobie dobra!
Nie wszystko będzie sprawiedliwe i tak, jak byśmy tego chcieli, będzie dużo bolesnych wątków, będą łzy, ale dominować będzie dobro. Ta książka wyciąga ze mnie wszystko, co najlepsze. Tytuł (“Przystań lepszego jutra”) ma nawiązanie do miejsca, gdzie to się rozgrywa. Znajduje się tam domek na plaży, w którym spotykają się wszyscy młodzi bohaterowie. Jest to grupa znajomych, którzy znajdują tam ukojenie od codziennych problemów. Będzie dużo tajemnic, plot twistów i historii. Tu każdy odnajdzie coś dla siebie, bo opisywane rzeczy znajdują się w każdym domu. Odnajdzie się zarówno osoba, która ma 16 lat, jak i 27 lat.
Ps. Na pewno będą trupy.
Ps2. I przepraszam za wszystkie łzy, które polecą przy wątku Oliviera, tylko tyle mogę powiedzieć. Nawet mi się to ciężko pisze.
Jesteśmy na to gotowi?
Nie, ja sama nie jestem na to gotowa (śmiech).

Źródło: Monika Rutka, IG
[Podziękowania za pomoc w przygotowaniu pytań ig @lilia.book]






Dodaj komentarz