Nierzadko kinematografia każe nam wracać myślami do słynnego wiersza Wisławy Szymborskiej, w którym polska noblistka pisała, że “nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy”. Znane są bowiem przypadki sequeli za grosz niedorównujących poziomem do oryginałów, czasami będących wręcz totalną klapą. W ten poczet niestety wpisuje się Joker: Folie à Deux.

Źródło: https://www.goodfon.com/films/wallpaper-joker-folie-a-deux-para-dvoe-kloun-devushka-ledi-gaga.html

Joker, który miał światową premierę w 2019 roku, zostawia widzów przed ekranami w newralgicznym momencie. Finałowa scena ukazuje głównego bohatera obserwującego z błyskiem w oczach pogrążone w chaosie Gotham City za szyby policyjnego radiowozu. W mieście trwają zamieszki. Rzesze fanów niesfornego komika ścierają się z oddziałami służb mundurowych, odpowiedzialnymi za aresztowanie ich idola. Zaledwie chwilę wcześniej, Arthur Fleck (prawdziwe imię i nazwisko – Joker to pseudonim, który dopiero z czasem zyskał renomę) zabija na wizji Murraya Franklina, hosta popularnego talk-show, będącego uosobieniem wielkomiejskich elit. Morderstwo poprzedza monolog skierowany przeciwko osobom znajdującym się na szczycie hierarchii społecznej, gwiazdom show-biznesu, finansistom, politykom, a więc grupom niemających szacunku dla zwykłych obywateli, pogardzających masami. Jak się miało później okazać, te gorzkie słowa trafiły w punkt. Tysiące odbiorców siedzących przed telewizorami odnalazło w nich wspólną emocję. Było nią poczucie niesprawiedliwości, łatwo dające się przerodzić w niepohamowany gniew. I to właśnie popisowy numer Jokera przelał czarę goryczy. Skądinąd, wyraźnie zarysowuje się tu krytyczny pogląd scenarzystów na temat współczesnej Ameryki.

Nic dziwnego, że Warner Bros zdecydował się wyprodukować kontynuację historii o jednym z najbardziej znanych komiksowych złoczyńców. Nie dość, że zakończenie pozostawiło ku temu furtkę, to oryginał odniósł duży sukces finansowy, zbierając przy tym pozytywne recenzje ze strony krytyków. Twórców wyróżniono szeregiem prestiżowych nagród, zaczynając od Saturnów, a kończąc na Złotych Globach i Oscarach. 

Pracę nad sequelem oficjalnie ogłoszono w czerwcu 2022 roku. Wtedy to Todd Philliphs za pośrednictwem Instagrama poinformował, że wraz ze Scottem Silverem zakończyli pisanie scenariusza. Jego tytuł brzmiał Joker: Folie à Deux. Brak standardowej numeracji miał oznaczać zerwanie z formułą przedstawioną w pierwszej części, na co początkowo nikt nie stawiał. Dopiero z czasem studio ujawniło, że kręci film jako musical. News ten wywołał mieszane reakcje – niektórzy z miejsca spisali pomysł na straty, inni wtórowali, że “w tym szaleństwie jest metoda”, zaś wśród kinomanów dominowała ciekawość – i każda z nich jest zrozumiała. 

Wplecenie tańca i śpiewu do opowieści o socjopatycznym klaunie było tak odważną, jak i ryzykowną decyzją. Produkcja mogła obrać najróżniejszy kierunek, co niewątpliwie powodowało ekscytację. Tyle że, jak już dzisiaj wiemy,  to ryzyko się nie opłacało. Co prawda film na siebie zarobił, aczkolwiek i pod tym kątem daleko mu do oryginału, a jeszcze dalej – w walorach artystycznych. Wyszła tu na wierzch rachityczność warsztatu reżysera. Dość powiedzieć, że przez długi czas to Kac Vegas zajmowało pozycję opus magnum w filmografii Todda Phillipsa. Po tegorocznej premierze można stwierdzić, że pierwszy Joker był raczej odchyłem od normy niż nowym otwarciem. Tym razem nie udało się wspiąć na wyżyny kreatywności, a podarowany widzom obrazek ani nie zachwyca warstwą audiowizualną, ani nie intryguje fabułą.

Źródło: https://www.freemalaysiatoday.com/category/leisure/2025/01/22/joker-2-phoenix-and-gaga-nominated-for-razzies/

Akcja Jokera: Folie à Deux toczy się w szpitalu psychiatrycznym Arkham, gdzie osadzono głównego bohatera w oczekiwaniu na finał procesu sądowego. Zakładowa codzienność sprowadza się do zmagań ze strażnikami, wspólnych zajęć z innymi pacjentami oraz cyklu przesłuchań, które mają na celu nie tylko ustalenie motywu zbrodni, ale też dokonanie pogłębionej psychoanalizy Arthura Flecka. Przedmiotem rozważań jest kwestia poczytalności, a więc czy był on świadomy, kiedy popełniał zbrodnię. W otrzymaniu jak najłagodniejszego wyroku pomaga mu adwokatka przydzielona z urzędu, próbuje nim dyrygować w starciu z przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości. I kiedy wydaje się, że jej praca przynosi owoce, to oskarżony z powrotem zaczyna się osuwać w czeluści szaleństwa. Swoją rolę odgrywa w tym Harleen Quinzel (grana przez Lady Gagę), wielbicielka Jokera, która wylądowała w Arkham z zamiarem rozkochania go w sobie. 

Powstaje tu mariaż dramatu więziennego z courtroomem, utrzymany w estetyce thrillera,  naznaczony historią miłosną i dodatkowo ubrany w szaty musicalu. Czytając ten opis, można odnieść wrażenie, że twórcy dali się ponieść wodzy fantazji, a z tak eklektycznej mieszanki nie szło ulepić nic sensownego. Prawda jest jednak zupełnie odwrotna. Zbierając wymienione elementy w jedną całość nie wychodzi nam bowiem nad wyraz ekstrawagancka czy zwyczajnie przekombinowana produkcja, a o dziwo – nudna i zachowawcza.

Ucieleśnieniem asekuranctwa są sceny musicalowe. Większość z nich jest siermiężna, zarówno pod kątem choreografii, jak i stylistyki. Jazz i blue to bez wątpienia gatunki ponadczasowe, zmysłowe w pełnym tego słowa znaczeniu, a przy tym korespondują z mitem złotych lat 60. i 70. dla Hollywood. Tyle że Joker: Folie à Deux nie miał za zadanie oddać ducha wspomnianej epoki, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać przed seansem. Brak różnorodności charakteryzuje też sposób realizacji poszczególnych fragmentów. Dominują statycznie ujęcia scalone miałkim montażem. Trudno to zrozumieć, zwłaszcza biorąc poprawkę, że protagonistą jest cierpiący na rozdwojenie jaźni psychopata. Gdzie anarchia i widowiskowość, które tak lubuje? Co więcej, niektóre numery przyjmują postać mar sennych, są wytworem wyobraźni i introspekcji, a mimo to nie pokuszono się o zabawę konwencją. W rezultacie, choć piosenki wpadają w ucho – co akurat nie jest szczególnym osiągnięciem mając w obsadzie Lady Gagę – to nie zapadają w pamięć. 

Aranżacyjna mizeria to jedno, a drugie, że musicalowe wstawki w niewielkim stopniu rozwijają wątki fabularne. Ich wyrugowanie byłoby nieodczuwalne na płaszczyźnie narracyjnej. Uwidacznia to fundamentalny problem, a więc słabość scenariusza. Film trwa ponad dwie godziny, a opowiedziane przez ten czas perypetie Jokera dałoby się streścić w kilka minut. Przesadą nie będzie konstatacja, że po wyjściu z sali kinowej wie się mniej więcej tyle na jego temat, co przed wejściem na nią. 

Novum stanowi wątek miłosny związany z pojawieniem się Harleen Quinzel, gotowej zrobić wszystko byle zwrócić na siebie uwagę Jokera, nawet trafić za kratki. Umieszczeni w tym samym zakładzie psychiatrycznym trafiają na siebie przy okazji lekcji śpiewu. Wystarczy kilka wzajemnych spojrzeń, aby zawarła się między nimi nić porozumienia. Znajomość szybko przeradza się w romans, niestety infantylny, co mimochodem spłyca osobowość komika. Karkołomnym przedsięwzięciem wydaje się oczekiwać górnolotnej romantyczności od relacji dwójki złoczyńców, niemniej jej dynamika, zamiast budować napięcie, kompletnie je zabija, co przykrywa chemię między Joaqinem Phoenixem, a Lady Gagą. Przydałaby się odrobina subtelności, a także więcej przestrzeni. Odnosi się to też bezpośrednio do postaci granej przez amerykańską gwiazdę pop. Mimo ważnej fabularnie roli wtapia się w tło, w którym rozmywają się lęki, troski i żądze Jokera. Nie da się u niej wskazać cechy wiodącej, przez co nie wyróżnia się na tle kreacji Harley Quinn znanych z przeszłości – chociażby porażająco maniakalnej Margot Robbie z Suicide Squad (nota bene też słabej produkcji).

Źródło: https://www.goodfon.com/films/wallpaper-lady-gaga-joker-folie-a-deux-dark-background-2024-movies-mov.html

Największymi zaletami oryginału były: portret psychologiczny Flecka, gęsta atmosfera Gotham City oraz aktorstwo. Sequel nie pogłębia tego pierwszego, drugie odstawia na bok i nie proponuje niczego w zamian, przez co trzecie nie wystarcza. Oczywiście, Joaquin Phoenix raz jeszcze wspina się na aktorski Olimp, udowadniając, że zasługuje na wszelkie laury jak mało kto. Wejście w buty Jokera wymagało od niego dużo wyrzeczeń, czego efekt widzimy na ekranie. Metamorfoza, którą przeszedł przypomina tę Christiana Bale’a z “Mechanika”, w kilku słowach: skóra, kości i nic więcej. Anorektyczny wygląd, nagłe napady śmiechu wywołane paragelią i niespodziewane zmiany nastroju – od smutku przez amok po ekstazę – tworzą nie dający się podrobić rys. Tyle że jako publiczność znamy już tę mimikę, gesty czy werbalny sznyt. Nie chodzi o to, że mamy do czynienia z odgrzewanym kotletem, zwłaszcza w kontekście muzykalnego aspektu roli Phoenixa. Zwyczajnie nie występuje tu podobny efekt zaskoczenia, co przed pięcioma laty. I jest to zdecydowanie zbyt mało by ponieść na barkach całą produkcję. 

Koniec końców Joker zostaje pozostawiony na lodzie, a jego marzenia o sielankowej przyszłości zdruzgotane. Rozstanie z Harleen Quinzel wypełniają gorzkie słowa. Strofuje ona Flecka za odrzucenie fantazji, która była jedynym spoiwem ich romansu. Ten dialog, lepiej od jakiekolwiek myśli, puentuje niepowodzenie twórców. Zaproponowany przez nich miks gatunkowy wręcz prosił się o obłęd. Niestety nie udało się go zawrzeć ani w treści ani w formie. Pozostało raptem wspomnienie o krnąbrnym klaunie z oryginału.

Dodaj komentarz

Trendy