Ostańce Wolskie – kamienice ocalałe z wojennej pożogi – mają trudności z odnalezieniem się w nowym kontekście urbanistycznym. Dynamicznie zmieniająca się rzeczywistość skłania do przewartościowania dawnych budynków i refleksji nad ich rolą we współczesnej tkance miejskiej. Problematyczne losy wolskich kamienic skłaniają do namysłu nad kierunkiem rozwoju dzielnicy i nad tym, jakie miejsce ma w niej mieć historia.

Zdjęcie własne

Nie wszystko się ostanie

To postanowione. Jeden z Ostańców Wolskich – kamienica przy ulicy Grzybowskiej 46 – pójdzie pod kilof. Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków postanowił, że przedwojenny budynek nie zostanie wpisany do rejestru zabytków. Swoją decyzję motywował m.in. brakiem związku kamienicy z przedwojenną tkanką miejską tej części Woli, pozbawieniem cech stylowych i jej fatalnym stanem technicznym. Przestrzeń uzyskana w wyniku wyburzenia budynku pozwoli na poszerzenie ulicy.

Decyzja konserwatora zabytków wzbudziła wiele emocji. W internecie rozgorzał spór. Troska o historyczną kamienicę albo entuzjazm z pozbycia się straszącej rudery z krajobrazu Woli były w wielu przypadkach jedynie przyczynkami do szerszej dyskusji. Dyskusji o przyszłości dzielnicy i o tym, jaką rolę ma odegrać w niej przeszłość.

Zdjęcie własne

Dostrzec można wiele przekonujących argumentów po każdej ze stron. Z całą pewnością stwierdzić można jedno: kamienica nie odnajduje się w swoim otoczeniu. Oderwana od pierwotnego kontekstu niegdysiejsza część pierzei podobnych budynków dziś stoi samotnie. Wkomponowanie jej w jakikolwiek sposób w obecny krajobraz miejski jest niestety niewykonalne. Na domiar złego, zamieszkały jeszcze przed dekadą budynek to dziś pustostan o wątpliwych walorach estetycznych. Aż trudno uwierzyć, że gdzieś w tych murach zaklęty może być duch starej, wytęsknionej Warszawy.

Zwolennicy utrzymania budynku czują obecność tego ducha i chcą by dalej patronował okolicznej zabudowie.  Zwracają uwagę na kulturowe znaczenie kamienicy i jej historyczną wagę. Budynek zagrał w komedii Stanisława Barei „Poszukiwany, poszukiwana”, czym utrwalił swoją pozycję w pamięci warszawskich widzów. Podczas okupacji stolicy znalazł się na terenie getta, przetrwał wojnę. Jako swego rodzaju świadek tamtych tragicznych wydarzeń jest darzony przez swoich obrońców szczególnym szacunkiem. „W mieście, które podczas wojny, a także i po niej, pozbawione zostało znacznej części przedwojennej zabudowy, żal każdej cegły. Szczególnie, jeśli nie jest to cegła z Wrocławia” – pisze jeden z internautów.

Przeciwnicy natomiast zwracają uwagę na to, że współcześnie kamienica nie ma żadnej wartości. Wyłączona z użytkowania zagarnia dla siebie przestrzeń, która w tym miejscu jest niezwykle cenna. Przeciwnicy polemizują z nadawaniem budynkowi wysokiej wartości historycznej, nie został bowiem ukończony przed wojną. Zwracają uwagę na to, że, owszem, pozostałą po wojnie architekturę należy bronić, jednak w granicach rozsądku. Grzybowska 46 ma nie zasługiwać na miano zabytku; jest wiele innych budynków w Warszawie wartych zachowania i pielęgnacji.

Na skrzyżowaniu dróg

Zamknięci w tej nieco dusznej dychotomii możemy poczuć się niekomfortowo. Na szczęście nie zawsze jesteśmy na nią skazani. W trudnym konflikcie starego z nowym może być inne rozwiązanie niż burzenie albo zostawienie budynku samemu sobie, często w złym stanie.

Człowiek pragnie ciągłości, trwałości. Architektura jest nie tylko praktyczna i cieszy oko, lecz także często pomaga zachować tą ciągłość, stałość, stabilność. Potrzebne jest to nam zwłaszcza dzisiaj – w dynamicznie rozwijającym się świecie, kiedy nieraz ciężko nadążyć za zmianami. Chcemy związku z przeszłością, która pomaga ugruntować naszą tożsamość, przypomina o tym, skąd przyszliśmy. Natomiast potrzebujemy też wytyczenia ścieżek rozwoju na przyszłość, architektury, która odpowie na dzisiejsze potrzeby. Dlatego często realizujemy projekty, które umiejętnie połączą stare z nowym. To nasze trzecie wyjście. Przykładów takiej architektury nie musimy szukać daleko – odnaleźć je można w bliskim sąsiedztwie Grzybowskiej 46.

Fragment muru getta przy ulicy Waliców 11 zrośnięty jest z nowoczesnym apartamentowcem. Pełna ubytków po pociskach ściana przypomina o tragicznej historii z czasów II wojny światowej, historii podziału i cierpienia. Jednak pomimo tak wielkiej wagi historycznej mur nie jest eksponowany samodzielnie. Jest częścią nowoczesnego kompleksu mieszkaniowego, swego rodzaju podporą dla niego. Praktyka pokazuje, że budynek i inne konstrukcje budowlane aby przetrwać, muszą zostać wpisane w nową tkankę miejską. Połączony z apartamentowcem fragment muru getta warszawskiego nie traci swojej autentyczności, historycznej wagi czy znaczenia symbolicznego. Nie podtrzymuje już tylko wieżowca, ale także tożsamość całej dzielnicy. Daje szansę obcowania z historią, pokazuje, że stare wcale nie musi współzawodniczyć z nowym, lecz, że wspólnie mogą stworzyć coś więcej. Mur i apartamentowiec łączą nicią porozumienia przeszłość z współczesnością. To zrośnięcie architektoniczne świadczy o tym, że nowe kierunki rozwoju mogą powstać z uwzględnieniem historii. O tożsamości dzisiejszej wspólnoty bardzo trudno bowiem pomyśleć w oddzieleniu od wydarzeń z przeszłości.

Zdjęcie własne

Przykład byłej kamienicy przy ulicy Grzybowskiej 37 jest inny. Została wyburzona, prawda, natomiast w pewnym sensie istnieje dalej. Jej układ przestrzenny został bowiem wiernie odwzorowany na nowym budynku apartamentowca. Nieco wcięty parter, sposób umieszczenia okien, klatka schodowa – wszystko się zgadza. Stara kamienica została przekodowana do nowego systemu. Nowoczesność wyparła historię, ale nie zagarnęła dla siebie architektonicznego prymatu, nie dążyła do ukazania siebie jako lepszej. Poza ciągłością koncepcji architektonicznej mamy również ciągłość przeznaczenia – w nowym budynku mieszczą się lokale mieszkalne. Przypadek ten pokazuje, że mimo współczesnego zaawansowania technologicznego nie mamy poczucia wyższości nad przeszłością. Struktura prostej, wolnostojącej kamienicy, jednego z Ostańców Wolskich, została uszanowana i przekonwertowana na inny format.

Zdjęcie własne

Współczesność ulotna

Dzisiaj wiele budynków nie funkcjonuje już według swojego pierwotnego założenia. W oddzieleniu od kontekstu, w którym były umieszczane, muszą odnaleźć swoje miejsce w nowym świecie. Ostańce Wolskie i inna dawna wolska architektura bywają problematyczne. Trudno wkomponować je w obecne i planowane założenia urbanistyczne, często mają mierną estetykę i kiepski stan techniczny. Jednak ludzka chęć stworzenia ciągłości, podtrzymania tożsamości potrafią pokonywać te problemy. Historia nie musi kapitulować przed współczesnością. Razem mogą z szacunkiem do przeszłości wyznaczyć drogę w przyszłość.

Ostańce Wolskie są symbolami trwałości, tej trwałości, której tak potrzebujemy dzisiaj. Przemijanie jest jednym z wielkich lęków człowieka. Każdy budynek stawia się z myślą, że posłuży przez długi czas. Dążenie do trwałość architektury jest odbiciem ludzkiego dążenia do nieśmiertelności. Podobnie obawa przed znikaniem starych budynków stanowi odbicie naszego strachu przed przemijaniem. Przed tym, że być może pewnego dnia wyburzy się nasze domy, nasze wspomnienia, naszą tożsamość. Czy po nas coś się ostanie?

Nie zawsze można stworzyć unikalny splot starej architektury z nową. Los kamienicy przy Grzybowskiej 46 jest przesądzony. Czasem trzeba wybrać stronę. Ale są też sytuacje, w których można wykazać się bystrością umysłu i odwagą w działaniu, by stworzyć coś więcej – repozytorium pamięci połączone z nowoczesnością.

Dodaj komentarz

Trendy