„To nie jest film o niespełnionej miłości, która nie otrzymuje tego, co daje, wręcz przeciwnie. To historia dwojga ludzi, którzy nie są w tym samym czasie, w tym samym miejscu, w którym chcieliby być, i którzy uciekają od siebie, by znów się odnaleźć. A potem się ze sobą stapiają. Ale są zbyt przerażeni tym, co odkryli, bo nie potrafią tego udźwignąć. I wtedy się oddalają.” Luca Guadagnino o Queer.

https://mubi.com/en/pl/films/queer

Luca Guadagnino, włoski reżyser, znany m.in. z takich dzieł jak Call Me by Your Name (2017), czy ostatniego hitu Challengers (2024), niedawno zadebiutował swój kolejny film Queer. Włoch przez lata zebrał liczne grono fanów, którzy z niecierpliwością wyczekują jego kolejnych produkcji. Niestety, Queer momentami nie dorasta do oczekiwań. Jest to świetny film, w który wkradają się jednak niepożądane wątki, a całość spokojnie można byłoby skrócić o co najmniej pół godziny. Długie oraz artystyczne sceny, ukazujące rozmyślającego Daniela Craiga z muzyką w tle, są potrzebne i dodają filmowi głębi. Natomiast, niektóre aspekty mogłyby być znacznie krótsze lub nawet całkowicie pominięte. Guadagnino daje się ponieść swojej wyobraźni i bez skrępowania wplata w film wątki surrealistyczne, lepsze bądź gorsze. Nie zmienia to jednak faktu, że Queer jest niezwykle ważnym projektem, poruszającym istotne tematy. Mimo kilku mankamentów jest to dobry film warty polecenia. 

W dobie sequeli oraz remake’ów, oryginalny scenariusz jest dobrem na wagę złota. Dziełom włoskiego reżysera nie można ująć autentyczności czy też unikatowości. Momentami osobliwe wątki nadają całości niekonwencjonalny charakter. Warto jednak zaznaczyć, że w tym przypadku nie jest to wyłącznie zasługa Guadagnino. Film jest bowiem ekranizacją noweli Williama S. Burroughs o tym samym tytule, wydanej w 1985 roku. Queer opowiada historię miłosną dwóch mężczyzn, których dzieli duża różnica wieku. Akcja ma miejsce w latach 50. na ziemiach Meksyku i Ameryki Południowej. Melancholijna, pełna emocji fabuła była czystym uosobieniem pięknego stylu Luki Guadagnino. Pełno aluzji i metafor, ukazujących zarówno głębokie jak i skomplikowane emocje pożądania oraz samotności. 

Daniel Craig, będący dla wielu archetypem męskości, wcielił się w rolę Williama Lee- narkomana, który z taką samą desperacją jak spożywania narkotyków, pragnie bliskości. W dobie, gdy toksyczna męskość stała się globalnym problemem, pokazanie ekranowego Jamesa Bonda w roli osoby homoseksualnej, która nie boi się czuć i być wrażliwą, jest ruchem ważniejszym niż kiedykolwiek. Luca Guadagnino, w swoim dziele ukazuje odczucia, które towarzyszą wielu z nas. Chęć wejścia do umysłu osoby, którą darzymy uczuciem. Próba zrozumienia jej intencji w stosunku do nas. Co myśli? Czy czuje to samo co my? Poruszenie tego wątku, w obecnej kulturze związków, zwłaszcza z perspektywy osób nieheteronormatywnych w latach 50., jest niezwykle ważnym zabiegiem ze strony reżysera. Pewna normalizacja głębokich, pełnych namiętności emocji, które przynoszą wiele wstydu, chociaż nie powinny. Bo tak naprawdę, co jest wstydliwego w chęci bycia bezwarunkowo pokochanym? Fantastyczna gra aktorska Craiga poniekąd „ratuje” film, w gorszych momentach. Rola jego kochanka przypadła młodemu Drew Starkey – aktorowi, który dopiero zaczyna przygodę na dużym ekranie. Chociaż, nie można się przyczepić do niczego konkretnego, jego gra nie zapada w pamięci. Może to wynikać ze scenariusza, który nie daje Amerykaninowi dużego pola do popisu. Fabuła koncentruje się raczej wokół Williama Lee. Eugene Allerton (Drew Starkey) oraz reszta postaci schodzą na drugi plan. Zachwycające ujęcie Meksyku, a następnie Ameryki Południowej, są niezwykłą rozkoszą dla oczu. Queer przenosi widza w egzotyczną i estetyczną rzeczywistość. Muzyka, nieznośny upał, piękna fauna i flora – powodują, że pierwsze co człowiek chce zrobić po wyjściu z kina, to kupić bilet do ciepłych krajów. Co poszło zatem nie tak? Druga część filmu jest, lapidarnie ujmując, zwyczajnie nudna. Niepotrzebnie wydłużone wątki, sprawiają, że widz z niecierpliwością wyczekuje końca seansu. Queer podzielone zostało na trzy rozdziały oraz epilog. Rozdział trzeci o wyprawie do dżungli, o którym teraz mowa, zawiera w sobie również niezwykle ważne momenty. Tutaj ujrzeć można surrealistyczne, a nawet oniryczne sceny. Dochodzi również do pewnego apogeum emocji, które stopniowo narastają od pierwszej minuty filmu. Bohaterowie stopniowo zlewają się w jedną całość, a granice między ich ciałami zacierają się. Jest to niezwykle artystyczny jak i zarówno osobliwy zabieg. 

Filmy: czysta rozrywka czy coś więcej?

W dzisiejszych czasach, wiele ludzi postrzega filmy jedynie jako rozrywkę. Musi dziać się dużo, szybko i istnieć tzw. efekt wow. Kino brane jest dosłownie, a wszelkie aluzje są pomijane. Film, o czym wiele z nas zapomina, jest formą sztuki. Oczywiście, nie oznacza to, że nie można tworzyć produkcji czysto opartych na akcji czy mających na celu wywołanie skrajnych emocji. Potrzebna jest nam natomiast różnorodność. Czasami warto tworzyć tzw. sztukę dla sztuki. “Nudne” momenty czy powolna fabuła oddają często więcej niż tysiąc słów. Subtelność oraz używanie ezopowego języka, w celu ukazania głębszych odczuć, jest poetyckie. Nie chodzi tu o udowodnienie, że niektóre produkcje są wyłącznie dla wyedukowanych i oczytanych elit, które widzą we wszystkim drugie, a nawet trzecie dno. Niekonwencjonalni artyści są jednak coraz bardziej marginalizowani oraz krytykowani za swoją oryginalność. Queer pokazuje również, że żyjemy w pruderyjnym społeczeństwie, które nerwowo śmieje podczas każdej erotycznej sceny. Z intymnością w filmach można oczywiście przesadzić, zdarza się to zresztą stosunkowo często. Wulgarne pokazywanie ciał, zwłaszcza kobiecych, uważane przez  niektórych za liberalizację płci żeńskiej, jest kompletnym przeciwieństwem feminizmu i jego założeń. Wciąż istnieją jednak reżyserowie, którzy potrafią w wyrafinowany sposób przedstawić fizyczne pożądanie. Luca Guadagnino jest moim zdaniem jedną z tych osób.

Jako, że nie miałam okazji zapoznać się z nowelą Williama S. Burroughs, trudno mi określić jaką ilość winy przypisać można autorowi książki, a jaką reżyserowi. Uważam jednak, że mimo kilku gorszych aspektów, Queer jako całość jest dobrym filmem, wartym zobaczenia na dużym ekranie. Chociażby po to, aby ujrzeć Daniela Craiga na tle pięknego, egzotycznego krajobrazu.

Dodaj komentarz

Trendy