
Wystarczy jeden niewłaściwy ruch, a „woke” patrol, który śledzi Twój każdy ruch, z niecierpliwością czekając aż podwinie Ci się noga, ogłosi swój niemiłosierny werdykt „CANCELED”. Oczywiście, bez możliwości odwołania do drugiej instancji. Twoje życie zostało zniszczone, a demokracja, wolność słowa i wszelkie liberalne wartości są na skraju upadku… ale czy na pewno? Nie do końca, chociaż często jest to w ten sposób przedstawiane. Jeśli przyjrzeć by się dokładniej dzisiejszej szeroko rozumianej scenie publicznej, znaleźć tam będziemy mogli wiele osób, które mimo mniejszych czy większych kontrowersji wciąż mają się dobrze i nadal stawiane są przez swoich fanów bądź zwolenników na piedestale. Nie trzeba nawet daleko szukać, wystarczy spojrzeć na aktualnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Przed rozpoczęciem kariery politycznej lubił on przykładowo spędzać czas na prywatnej wyspie swojego dobrego przyjaciela Jeffrey’a. Nie powstrzymało go to jednak przed tym by dwukrotnie zasiąść w Gabinecie Owalnym. Podobnych przykładów jest wiele, ale nie o polityce tu dziś mowa. W dobie social mediów ludzie stali się, delikatnie ujmując, zadufani w sobie. Postrzegają swoje opinie jako na tyle rewolucyjne i wartościowe, że koniecznie muszą się nimi podzielić z całym światem. Zazwyczaj za pomocą aplikacji takich jak Twitter lub Instagram. Warto również zaznaczyć, że tzw. okno Overtona nieustannie przesuwa się w prawo i mamy do czynienia z wylewem skrajnych poglądów, dumnie zahaczających o faszyzm czy nazizm. Innymi słowy, czym bardziej populistycznie i kontrowersyjnie tym lepiej. Co ma to wspólnego z artystami? Niestety dużo. Dzięki globalizacji i rozwojowi technologicznemu, posiadają oni rzesze fanów na całym świecie. Wiele z nich wykorzystuje swoje pokaźne platformy do wygłaszania prywatnych przekonań, które nieraz są czystą mową nienawiści ubraną w szate wolności słowa. Dodatkowo, istnieją również te „poważniejsze” kontrowersje jak pełnoskalowe przestępstwa. Powstaje zatem kluczowe pytanie – czy da się się oddzielić artystę od sztuki?
Zdania na ten temat są podzielone. Dla jednych szeroko rozumiana ekspresja artystyczna jest przedłużeniem i manifestacją jej twórcy. Integralną częścią, którą nie sposób odgraniczyć. Podążając tym tokiem myślenia, trudno jest zatem nie patrzeć na czyjeś dzieło jako manifestację pewnych wartości. Powstaje w związku z tym moralny dylemat, czy można z czystym sumieniem konsumować sztukę osoby, z której poglądami czy działaniami się nie zgadzamy? Oczywisty jest bowiem fakt, że przykładowo poprzez odtwarzanie muzyki, aktywnie przyczyniamy się do zwiększenia korzyści ekonomicznych jej twórczyni bądź twórcy, tym samym powiększając platformę, jaką ta osoba dysponuje. Platformę, która zostanie potencjalnie użyta do szerzenia pewnego, niekoniecznie etycznego światopoglądu. Jak już zostało wspomniane, normalnością stało się głoszenie skrajnych, przepełnionych jadem i nienawiścią myśli, które stanowią realne zagrożenie. W związku z tym, czy świadome legitymizowanie czyiś kontrowersyjnych poglądów jest etyczne? Dobrym przykładem tego zjawiska jest Kanye West. Amerykański raper, który oprócz z muzyki i małżeństwa z Kim Kardashian znany jest również ze swoich problematycznych wypowiedzi. Pomimo bycia osobą czarnoskórą, Kanye wielokrotnie dodawał rasistowskie oraz antysemickie wpisy na platformę „X”. Używam słowa „pomimo”, ponieważ Hitler, którego tak wychwala raper, uważał osoby o innym kolorze skóry, które nie wpisywały się w pożądany kanon rasy aryjskiej, jako obywateli drugiej kategori. Sam „Ye”, bo takiego pseudonimu używa, zdaje się nie widzieć w tej sytuacji żadnego paradoksu i dumnie deklaruje, że jest nazistą i kocha przywódcę III Rzeszy. Marka odzieżowa „Yeezy”, której West jest twórcą, wypuściła natomiast t-shirt z symbolem swastyki. Jak podaje brytyjski serwis The Guardian, wytwórnia muzyczna, z którą współpracował raper, rozwiązała z nim kontrakt, a była pracownica wniosła przeciwko niemu pozew. Co na to fani? Część z nich potępiła zachowanie ich idola, natomiast znaleźli się również i obrońcy twierdzący, że cała sytuacja jest efektem rzekomej choroby psychicznej, na którą cierpi muzyk. Pomimo utraty dużej ilości wielbicieli, kariera rapera nie dobiegła końca, a jego piosenki wciąż generują miliony odtworzeń miesięcznie. Sympatyzowanie z jednym z największych zbrodniarzy wojennych w historii ewidentnie nie jest wystarczającym powodem by zostać „cancelled”.
A co jeśli do czynienia mamy z autorką, która poprzez stworzenie alternatywnej, magicznej rzeczywistości ukształtowała dzieciństwo milionów osób? Mowa oczywiście o J.K. Rowling, znanej wszystkim brytyjskiej pisarce i twórczyni jednej z najpopularniejszych serii książek pod tytułem „Harry Potter”, którą sprzedano już w ponad 500 milionach egzemplarzy (stan na rok 2018). Wliczając w to przychody z ośmio częściowej ekranizacji, merchu, parków rozrywki etc. cała franczyza przynosi Rowling rocznie milionowe dochody. Zarówno książki jak i filmy posiadają ogromną liczbę fanów na całym świecie. W czym więc problem? Część swoich zarobków Rowling przeznacza na fundowanie grup wspierajacych jej transfobiczne poglądy, które sama dumnie manifestuje w mediach społecznościowych. Ktoś może pomyśleć „no dobrze, może szerzy nienawiść, ale to tylko puste słowa nie mające przełożenia na rzeczywistość”. Niestety nie jest to prawda. W kwietniu tego roku Sąd Najwyższy Zjednoczonego Królestwa orzekł, że prawna definicja kobiety opierać się ma wyłącznie na płci biologicznej. Na pierwszy rzut oka może nie wydawać się to problemem. Natomiast, w praktyce decyzja ta będzie mieć daleko idące konsekwencje dla społeczności trans. Oznacza to całkowite wykluczenie z przestrzeni przeznaczonych dla kobiet, jak przykładowo łazienki, ale również może prowadzić do nadużycia władzy przez służby publiczne, takie jak policja. Wiele osób nie zobaczy w tym orzeczeniu nic złego, ale każdy kto wspiera społeczność LGBTQ+ jest zdruzgotany. Co ma z tym wspólnego autorka Harrego Pottera? Sprawę, której rezultatem był przytoczony werdykt, do sądu wniosła grupa „For Women Scotland” finansowana właśnie przez J.K. Rowling. Zarówno sama pisarka, jak i stowarzyszenie, używa ochrony praw kobiet i feminizmu, aby uzasadnić swoją obrzydliwą kampanię przeciwko osobom trans. Zatem pieniądze płynące z konsumowania franczyzy Harrego Pottera bezpośrednio przyczyniają się do odbierania praw już i tak dyskryminowanej oraz zmarginalizowanej grupie społecznej, której jedynym przewinieniem jest bycie sobą. Trudno oddzielić zatem artystkę od jej sztuki, jeśli używa ona właśnie niej do szerzenia swoich nienawistnych ideologii. Przez sentyment, jakim wielu darzy twórczość Rowling, kompletne odseparowanie może być trudniejsze niż w przypadku wcześniej wspomnianego Kanyego Westa, którego kompozycje mają obiektywnie mniejszy wpływ na kolektyw. Niemniej jednak „potteromani” muszą zadać sobie ważne pytanie: czy zakup nowego merchu lub wizyta w parku są warte czyiś praw?
Zarówno West jak i Rowling są raczej idolami przedstawicieli młodego pokolenia. Co natomiast jeśli kontrowersje dotkną postać respektowaną przez starszych, a tak naprawdę cały kraj? Roman Polański jest dla wielu dumą narodową. Jako jeden z niewielu polaków zrobił międzynarodową karierę i zdobył światowe uznanie. Wyreżyserował wiele wybitnych filmów jak oscarowy Pianista czy Dziecko Rosemary, które zapewniły mu niezliczoną ilość nagród. Prócz podziwu, życiorys Polańskiego budzi również ogromne współczucie. Urodził się raptem 5 lat przed rozpoczęciem II Wojny Światowej, co ze względu na żydowskie pochodzenie z oczywistych powodów stawiało go w tragicznej sytuacji. Wraz ze swoją rodziną przetrwał jednak Holocaust, chociaż nie był to koniec trudności na drodze życiowej reżysera. W latach 60 tych jego ówczesna żona, Sharon Tate, będąca w 9 miesiącu ciąży, padła ofiarą brutalnego morderstwa dokonanego przez członków sekty Charlesa Mansona. Zbrodnia ta odbiła się dużym echem w całym Hollywood i pozostawiła krwawe piętno na historii polsko-francuskiego artysty. Przywołuje te wydarzenia, ponieważ często są one używane przez obrońców Polańskiego, jako usprawiedliwienie dla jego czynów z 1977 roku. Znany i kochany reżyser dopuścił się bowiem gwałtu na 13 latce. Warto zaznaczyć, że sam przyznał się do stawianych mu zarzutów, a następnie uciekł z kraju zanim sąd zdążył wydać prawomocny wyrok. “Mistrz” jest zatem pedofilem ściganym przez wymiar sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych od trzydziestu lat. Nie mógł on nawet osobiście odebrać przyznanego mu w 2002 roku Oscara za wspomnianego już Pianiste, ponieważ zostałby od razu przekazany amerykańskim służbom. Chociaż grozi mu ekstradycja, Polskie władze, oraz uczelnie, przyjmują go z otwartymi rękami i licznymi pochwałami. Czy wychwalając jego twórczość nie wychwalamy również jego czynów? Kilka dobrych filmów czyni go wolnym od konsekwencji? Od ilu uzyskanych nagród pedofilia i przemoc seksualna staje się akceptowalna? Wystarczy Złota Palma czy jednak bezkarność rozpoczyna się od Oscara? Roman Polański jest bez dwóch zdań istotną postacią, nie tylko dla polskiej kultury. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że poprzez oglądanie jego filmów, które następnie nagradzane są prestiżowymi nagrodami, przymykamy oko na jego czyny.
Wracając do początkowego pytania, czy można oddzielić artystę od sztuki? Jeśli wyłączymy swój kompas moralny to oczywiście, że tak. Harvey Weinstein, Woody Allen, Johnny Depp i wiele innych – to część długiej listy artystów, którzy przez lata byli, bądź nadal są, wielbieni pomimo swoich karygodnych czynów. Gdy w grę wchodzi przemoc czy dyskryminacja wobec kobiet i innych opresjonowanych grup, nagle nikt nie ma problemu, by oddzielić te dwie rzeczy. Prawda jest natomiast taka, iż są to dwa scalone byty, których nie da się jednoznacznie odseparować. Trzymanie się swoich wartości wymaga poświęceń i może być niekomfortowe, ale w miarę możliwości powinno być jak najczęściej praktykowane. Sztukę trzeba konsumować świadomie. Oczywiście, gdyby zagłębić się w życiorys każdego artysty, za chwilę mogłoby się okazać, że pozostaje nam patrzenie się w biały sufit i słuchanie śpiewu ptaków. Żyjemy w tak nieetycznym świecie, że bycie w pełni etycznym jest praktycznie niemożliwe. Jeśli natomiast możemy podchodzić do sztuki w bardziej krytyczny sposób i zastanowić się dwa razy zanim damy komuś platformę, może nasza rzeczywistość stanie się nieco lepsza. Bo niektóre osoby zasługują na wyrok pod tytułem „cancelled”.





Dodaj komentarz