Pamięć to skomplikowana rzecz. Dopóki działa i służy nam jak należy, traktujemy ją jak mebel, który zawsze stoi w tym samym kącie. Dopiero kiedy zaczyna szwankować, zauważamy, że była fundamentem całego domu.

Świeżo opublikowana gra As Long As You’re Here to skromna produkcja studia Autoscopia Interactive. Nie jest to tytuł, przy którym zrelaksujesz się po wykładach, strzelając do przeciwników, czy budując nowy domek. To raczej interaktywny esej o przemijaniu, który zostaje w głowie na długo po wyłączeniu komputera. Na czym więc polega? Otóż, wcielamy się w Annie, starszą kobietę, która właśnie wprowadza się do nowego mieszkania, by być bliżej córki. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda normalnie – pełne do rozpakowania kartony, puste półki, cisza. Szybko orientujemy się jednak, że największym wyzwaniem nie jest tu ułożenie swoich drobiazgów, a raczej własnych myśli.

W As Long As You Are Here nie doświadczymy zagrożenia w postaci wrogów. Zamiast tego spotyka nas coś znacznie bardziej niepokojącego: cisza i dezorientacja. Wchodzisz do kuchni i nagle nie wiesz, po co tam przyszedłeś. Patrzysz na twarz ze zdjęcia i czujesz ten specyficzny ucisk w żołądku, gdy słowo jest „na końcu języka”, ale za nic nie chce spłynąć na usta. To, co ujęło mnie najbardziej, to sposób, w jaki twórcy przełożyli demencję na język rozgrywki. Mamy tu system dialogów, ale nie służy on do zdobywania informacji czy budowania charyzmy. To walka o zachowanie twarzy. Gdy Annie rozmawia z rodziną, często stajemy przed wyborem: przyznać się, że nie mamy pojęcia, o czym mowa, czy może bezpiecznie przytaknąć, blefować i udawać, że wszystko jest pod kontrolą? To bolesny mechanizm. Zawsze wybierałam „bezpieczne” opcje, by nie martwić córki, a jednocześnie czułam, jak Annie coraz bardziej zamyka się w swojej szklanej kuli. Dużą rolę odgrywają tu żółte, samoprzylepne karteczki. Dla nas to notatkowy banał – trywialny, nic nieznaczący przedmiot, lecz dla Annie staje się linią ratunkową. “Zrób kawę”, „weź leki” – proste komendy, które w kontekście gubiącego się umysłu urastają do rangi wielkich misji.W grze pojawia się także wątek, który można by nazwać „detektywistycznym”, choć słowo to wydaje się być zbyt przesadne. Annie próbuje bowiem poskładać historię swojej relacji z bratem, Christopherem, w jedną, spójną całość. Mamy tu do czynienia z mechaniką drzewa genealogicznego i wycinania zdjęć, co w praktyce jest analogią do układania puzzli, w których brakuje połowy elementów. Przeszukujemy szuflady, znajdujemy stare fotografie i próbujemy dopasować twarze do imion, a imiona do emocji. To powolny, czasem frustrujący proces – dokładnie tak ma to działać. Gra genialnie oddaje moment, gdy patrzysz na kogoś bliskiego i widzisz obcego człowieka, a jedyne co czujesz, to echo dawnego żalu.

Wizualnie rozgrywka prezentuje się oszczędnie. Nie znajdziecie tu cudów i wyżyn grafiki komputerowej. Styl jest nieco surowy, momentami może nawet biały i gładki. Idealnie wpasowuje się jednak w ogólną atmosferę i tonację gry. Mieszkanie Annie wydaje się być obce oraz chłodne, pozbawione wszelkich kolorów i osobowości. W taki sam sposób postrzega je bowiem sama bohaterka. Brak zbędnych bodźców pozwala skupić się na narracji i narastającym poczuciu zagubienia. As Long As You Are Here to krótka podróż, którą przeżyć można w ciągu godziny, góra dwóch. Nie jest to jednak czas stracony. Doświadczenie empatii, jakie zapewnia ta gra, zdecydowanie odróżnia ją od innych klasyków gatunku, skupiających się głównie na zabawie i rozrywce. Jeśli szukacie akcji, omijajcie ten tytuł szerokim łukiem. Natomiast jeśli chcecie na chwilę wejść w buty osoby, której świat powoli się kurczy, sięgnijcie po niego. To cicha, skromna lekcja dla własnego umysłu. Uczy nas, że czasem najważniejszym zwycięstwem dnia jest po prostu pamiętanie o tym, by „podlać kwiaty”.

Dodaj komentarz

Trendy