Na początek trochę historii. Pierwsze informacje o mieście Porto są datowane już na V w. n.e. Niegdyś było ono głównym ośrodkiem handlowym, znanym wtedy pod nazwą Cale lub Portus Cale (tłum. Port Cale). Od początku też jego największym towarem eksportowym było wino produkowane właśnie w dolinie rzeki Douro – ale o nim porozmawiamy później.😉 Obecnie jest to drugie największe miasto Portugalii (tuż po Lizbonie). Przygotowując się do wyjazdu, natrafiłam na głosy, że o ile Lizbona jest „sercem” kraju, tak Porto jest jego „duszą”. Po tych kilku dniach spędzonych tutaj – w pełni jestem w stanie zrozumieć to porównanie. Klimat całego miasta jest nie do podrobienia. Muzyka ulicznych grajków płynąca z wielu stron, płytki azulejos wkomponowane w budynki i przepiękne widoki, które możemy podziwiać dzięki wielu wzniesieniom – nie bez powodu historyczne centrum Porto od 1996 roku jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Oprócz tego miasto już kilka razy zdobywało tytuły Najlepszej Destynacji Turystycznej w Europie (The Best European Destination) – także w 2025 roku.

Bulwary przy rzece Douro, fot. archiwum prywatne

Mówiąc o Porto i Portugalii ogólnie, nie możemy pominąć wspomnianych już wcześniej azulejos. Sama nazwa, mimo że może się tak wydawać, wcale nie pochodzi od słowa azul (z hiszp. niebieski). Tak naprawdę wywodzi się z arabskiego słowa al zellij, które oznacza mały polerowany kamień. Dziś azulejos rozumiemy jako ceramiczną płytkę, najczęściej o wymiarach 15cm x 15cm lub mniejszych, pokrytą błyszczących szkliwem. Zazwyczaj przedstawiają one geometryczne wzory lub scenki rodzajowe. W Portugalii pojawiły się w 1948 roku za sprawą króla Manuela I i przez długi czas kojarzone były z dobrobytem. Niedługo potem, cały kraj stał się jednym z dwóch największych ośrodków produkcji azulejos w Europie. Drugim była hiszpańska Sewilla.

Azulejos na ścianie Mercado de Bolhão, fot. archiwum prywatne

Mimo tego, że nie samymi zabytkami miasto żyje, warto zobaczyć chociaż niektóre z nich. Tym, o którym wspomnę na sam początek jest Wieża i Kościół Kleryków (Igreja e Torre dos Clérigos) wybudowane w XVIII wieku. Wspomniana wieża, w momencie budowy była nie tylko najwyższą budowlą w Portugalii, ale także jedną z wyższych w całej Europie. Obecnie nie może już się poszczycić tym tytułem, jednak dalej jest najlepszym punktem widokowym w całym Porto. Jeśli podejmiemy się wejścia po ponad dwustu schodkach (momentami bardzo wąskich), oprócz pięknej panoramy miasta, będziemy w stanie także dostrzec wody Oceanu Atlantyckiego. W samym kościele oprócz klasycznego zwiedzania, popołudniami można wziąć udział w widowisku świetlno-muzycznym Spiritus (wstęp na pokaz kosztuje 10€). Jeśli chodzi o moją osobistą opinię – zdecydowanie warto kupić bilet, aby móc wejść na wieżę (jest on łączony z muzeum). Sam pokaz Spiritus był ciekawym doświadczeniem, choćby dlatego, że coś tak nowoczesnego odbywało się w murach… świątyni. Mimo to nie jest to obowiązkowy punkt do „odhaczenia” na mapie Porto, jednak warto mieć go  w pamięci, jeśli np. trafimy na złą pogodę.

PROTIP – wejście na wieżę i do muzeum również jest płatne, ale jeśli zdecydujemy się kupić pakiet wszystkich trzech aktywności (wieża, muzeum i pokaz Spiritus) możemy zaoszczędzić 3€.

Pokaz Spiritus, fot. archiwum prywatne

Jeśli zdecydujemy się iść w stronę rzeki warto zajść na stację kolejową Sao Bento (Estação Ferroviária de Porto – São Bento). Powstała ona w 1916 roku i choć z zewnątrz wygląda niepozornie, to tym co ją najbardziej wyróżnia jest wnętrze. Ściany wyłożone są ponad dwudziestoma tysiącami płytek azulejos przedstawiającymi różne sceny z historii Portugalii oraz z codziennego życia mieszkańców Porto.

Płytki azulejos – tym razem umieszczone na zewnątrz budynków – możemy podziwiać np. na Kościele Św. Ildefonsa (Igreja de Santo Ildefonso), Katedrze Se, Kaplicy Dusz, zwanej również Kaplicą Św. Katarzyny (Capela das Almas), czy Kościele Klasztoru Karmelitów (Igreja do Carmo). Ten ostatni, oprócz zachwycającej ściany z ceramicznymi płytkami, kryje za sobą też bardzo ciekawą historię. Budynek wyglądający jak jeden kościół tak naprawdę mieści w sobie dwie różne świątynie oraz… mieszkanie o zawrotnej szerokości jednego metra. Jest ono umiejscowione pomiędzy Igreja de Carmo i Igreja dos Carmelitas. Jaki był tego powód? Otóż w czasie, w którym oba kościoły były budowane – jak opowiedział nam miejscowy przewodnik – prawo zabraniało wybudowania dwóch świątyń obok siebie. Aby rozwiązać ten problem, budujący postanowili postawić pomiędzy nimi najwęższy dom w Porto.

Kaplica Dusz, fot. archiwum prywatne

Gdy złapie nas lekki głód, możemy wybrać się na Mercado do Bolhão, czyli targ, na którym nie tylko napijemy się wina porto, ale także złapiemy coś na ząb. Znajdzie się tu coś dla każdego – od kubeczków z owocami, przez portugalskie sery, wędliny i owoce morza, aż po makarony prosto z wielkiego krążka parmezanu. Mi osobiście trudno było się zdecydować na jedną rzecz, ale koniec końców bliskość oceanu przywołała mnie prosto do stoiska ze świeżymi fruto do mar. Spróbowałam ostrg, małży św. Jakuba oraz jeżowca.

No dobra, brzuchy pełne to można ruszać dalej! Dla moli książkowych (takich jak ja) polecam wstąpić do – jak sami o sobie mówią – najpiękniejszej księgarni na świecie, która – również według miejscowych legend – zainspirowała samą J. K. Rowling do napisania cyklu przygód pewnego chłopca z blizną na czole. Mowa o jedynej w swoim rodzaju – Livraria Lello. Wejściówkę trzeba kupić wcześniej przez ich stronę internetową i w najtańszym pakiecie kosztuje ona 10€. Dla niektórych może się to wydawać dużo, jednak mam dobre wieści dla osób, które i tak planowały zakupy książkowe – cena biletu jest odliczana od końcowego rachunku za książki. Mnie osobiście długo nie trzeba było namawiać i po dopłacie 5€ kieszonkowe wydanie „Małego Księcia” w języku angielskim, wprost spod skrzydeł wydawnictwa Livraria Lello, już wracało ze mną do domu. Samo wnętrze również wygląda bardzo bajkowo – świetnie prezentowały się zarówno drewniane regały pełne książek, jak i kręte schody wyłożone czerwonym dywanem oraz kolorowe witraże na suficie. Mimo że jest to atrakcja dość mocno skomercjalizowana i nastawiona pod turystów – uważam że warto ją odwiedzić.

PROTIP – W ciągu dnia przed księgarnią zbierają się duże kolejki, dlatego polecam kupić wejściówkę na jedną z godzin porannych (do ok. 11), aby uniknąć największych tłumów.

Aby kontynuować naszą wędrówkę, polecam przejść się uliczkami dzielnicy Ribeira, które zachwycają kolorowymi fasadami domków. Przechadzając się wzdłuż rzeki Douro, usłyszymy nie tylko muzykę ulicznych grajków, ale też gwar rozmów z ogródków restauracji znajdujących się na bulwarze (rada od miejscowych – jeśli chcemy zjeść dobre portugalskie jedzenie, lepiej odejść od rzeki i ruszyć w głąb miasta, restauracje nad rzeką to w większości „pułapki na turystów”). Nadchodzi moment, gdy w końcu dochodzimy do wizytówki Porto i miejsca, które najczęściej pojawia się na pocztówkach czy magnesach z tego miasta – Most Ludwika I (Ponte Dom Luís I). Jego budowa odbyła się w latach 1881-1886, a projektantem był Theophile Seyrig, uczeń samego Gustave’a Eiffela – tak, tego Eiffela od paryskiej wieży. Górna część mostu jest przeznaczona dla pieszych i metra, a dolna – dla samochodów. Jego długość wynosi 385 metrów, co w momencie ukończenia budowy nadawało mu miano najdłuższego mostu tego typu na świecie. Łączy on Porto z sąsiadującą miejscowością Vila Nova de Gaia, która słynie z winiarni produkujących wino porto.

Bulwary przy rzece Douro, fot. archiwum prywatne

Skoro już zobaczyliśmy wszystkie najważniejsze zabytki Porto, musimy zrobić coś, co pozwoli nam poczuć tę „duszę” Portugalii. A skoro jesteśmy w Porto, to nie możemy z niego wyjechać bez spróbowania ich flagowego produktu, czyli wina o tej samej nazwie. Czym porto różni się od zwykłego wina? Można wymienić dwie główne różnice – jest mocniejsze (porto ma zazwyczaj około 19% alkoholu, podczas gdy zwykłe wino ok. 11%) i ma w sobie więcej cukru, przez co jest cięższe dla żołądka. Obie te cechy wynikają z kluczowego momentu przygotowywania wina porto – dodania cukru w połowie procesu fermentacji (to ją zatrzymuje, co bezpośrednio wpływa na moc alkoholu). Wiele winiarni oferuje wycieczki po swoich siedzibach wraz z degustacją różnych rodzajów ich flagowego napoju. Ja udałam się na taką wycieczkę do winnicy Calem, znajdującej się bardzo blisko Mostu Ludwika I. Oprócz wizyty w winnicy z przewodnikiem oraz degustacji mogłam na żywo posłuchać pokazu portugalskiego fado. Taka wycieczka to świetny pomysł na spędzenie wieczoru w Porto.

Fado  (tłum. los, przeznaczenie) – gatunek muzyczny, który zrodził się w XIX wieku w biednych dzielnicach portowych miast Portugalii. Wokalistka lub wokalista śpiewa pieśni, często bardzo melancholijne, przy akompaniamencie dwóch gitar – klasycznej i portugalskiej. Fado jest często nazywane „muzyką portugalskiej duszy”.

Co warto zjeść?

  • Pastel de nata – portugalski deser składający się z chrupiącego ciasta francuskiego i wypełniającego go kremu o smaku waniliowym.
  • Francesinha – lokalny przysmak. Jest to zapiekana kanapka wypełniona kilkoma warstwami mięsa, sera, często też z jajkiem na górze, obficie polana sosem na bazie piwa – dużo kalorii, dużo smaku, dużo przyjemności z jedzenia.
  • Cachorrinho (tłum. mały pies) – hot-dog prosto z Porto. Delikatnie pikantny, wypełniony kiełbaską i rozpływającym się serem. Mówi się, że to danie zostało wymyślone w latach 60. XX w. w restauracji (chociaż bardziej trafnym określeniem chyba byłby bar) Gazela. Osobiście go odwiedziłam, spróbowałam i polecam. PS. Nie próbuj jeść cachorrinho widelcem i nożem – tylko ręce wchodzą w grę (info of przemiłego pana kelnera z wcześniej wspomnianego baru).

Inne przydatne informacje:

😉Do większości najważniejszych punktów w Porto jesteście w stanie dojść pieszo. Co więcej, jest to czysta przyjemność, bo, tak jak wspomniałam, miasto ma w sobie mnóstwo uroku. Mimo to, trzeba pamiętać o wygodnych butach, ponieważ podczas spacerów czeka Was dużo schodów, wzniesień i spadków terenu.
PS. Jeśli chcecie zobaczyć wszystkie najważniejsze zabytki i posłuchać o nich od kogoś, kto się na tym zna, dobrym pomysłem będzie zapisanie się na Free Walking Tour – w internecie znajdziecie wycieczki o różnych trasach, więc możecie wybrać tę, który przemówi do Was najbardziej.

😉Pogoda w Porto potrafi być bardzo zmienna – zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym. Podczas mojej wizyty, na przełomie listopada i grudnia, piękne słońce i bezchmurne niebo w ciągu niecałej godziny potrafiły się zmienić w ulewę, która sprawiała, że przemakałam do suchej nitki. Zwłaszcza w tym sezonie – parasolka lub płaszczyk przeciwdeszczowy mogą być Twoimi sprzymierzeńcami.

😉Oprócz wina, Porto to również stolica rękodzieła. Na każdym kroku można spotkać sklepy z ręcznie malowaną ceramiką, azulejos czy biżuterią. Z tego powodu warto zabrać trochę więcej pieniędzy i miejsca w plecaku – aby pomieścić wszystkie te piękne pamiątki.
PS. Zwłaszcza jeśli jedziecie do Porto w okresie świątecznym, w którym jarmarki bożonarodzeniowe są porozrzucane po całym mieście – warto już wtedy zacząć myśleć o potencjalnych prezentach dla bliskich. Obiecuję Wam, że te rzemieślnicze wyroby skradną Wasze serca.

😉Osobiście uważam, że zachody słońca w Portugalii to jedne z piękniejszych zachodów w całej Europie. Jeśli trafi Wam się bezchmurna pogoda, możecie udać się na jedną z pobliskich plaż nad oceanem lub któryś z punktów widokowych np. Miradouro da Vitória czy, nieco dalej, Ponte de Arrabida. Stamtąd będziecie mieli idealny widok na pejzaż, który namaluje Wam chowające się słońce.

Dodaj komentarz

Trendy