Rok Pełen Wyborów

Blisko 4 miliardy ludzi, czyli połowa światowej populacji, uda się do urn w 2024 roku. Czy wywróci to do góry nogami globalną politykę?

Źródło: https://yorkshirebylines.co.uk/politics/voter-fatigue-do-we-need-fewer-elections/

Zdaniem “The Economist”, 2024 będzie najbardziej obfitym wyborczo rokiem w historii. Zwolennicy demokracji nie powinni jednak popadać w zbytni entuzjazm. Brytyjski tygodnik wymienił łącznie 76 państw, których obywatele zagłosują w wyborach różnej rangi: lokalnych, parlamentarnych, prezydenckich czy też europejskich. Tylko 43 z nich zostało ocenionych jako wolne i równe. Przychodzą tu na myśl słynne słowa przypisywane Stalinowi: “nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy”. Z wyjątkiem samego fałszowania wyników, jest jeszcze wiele sposobów wpływania na proces wyborczy, które odbierają mu znamiona uczciwości. Za ilustrację problemu może posłużyć Bangladesz. W wyborach parlamentarnych z 7 stycznia wygrała Liga Awami, partia przewodzona przez obecną premier Sheikh Hasinę. Oznacza to dla tej formacji czwartą kadencję z rzędu. Niemniej nie obyło się bez kontrowersji. Bojkotu wyborów dokonała Banglijska Partia Nacjonalistyczna (BNP), największe ugrupowanie opozycyjne. Powodem tej decyzji były liczne aresztowania polityków, aktywistów społecznych czy dziennikarzy. Human Rights Watch szacuje, że w bangilijskich więzieniach przebywa nawet 20 tys. przeciwników rządu. Pod ostrzałem krytyki jest również działalność sił paramilitarnych Rapid Action Battalion (RAB), jednostki bangladeskiej policji będącej pod kontrolą rządu. Departament Sprawiedliwości USA nałożył sankcje na jej członków w związku z łamaniem praw człowieka. 

Do tej samej kategorii co Bangladesz, “The Economist” zakwalifikował wybory prezydenckie w Rosji, które odbyły się w dniach 15-17 marca. Nikt nie miał wątpliwości, kto odniesie w nich zwycięstwo. Władimir Putin, ubiegający się o piątą kadencję, uzyskał ponad 87% poparcia, przynajmniej taką informację podano w komunikacie ze strony Centralnej Komisji Wyborczej Federacji Rosyjskiej. Wszyscy trzej kontrkandydaci to zasiadający w Dumie Państwowe deputowani z ramienia legalnie działających partii. Nie stanowili oni realnej przeciwwagi dla obecnego prezydenta. Wyróżniający się na tle reszty stawki, Borys Nadieżdin nie został dopuszczony do startu w wyborach przez CKW. Jako oficjalną przyczynę podano, że w części zebranych przez opozycjonistę wniosków wystąpiły błędy formalne. Po ich wykluczeniu, złożony wniosek przestał spełniać wymóg 100 tys. podpisów potrzebnych do zarejestrowania kandydatury. Nadieżdin otwarcie wypowiada się przeciwko rosyjskiej inwazji na Ukrainę i to właśnie ta kwestia, w dużej mierze sprawiła, że znalazł się na celowniku Kremla. Ta cała polityczna farsa jest mimo wszystko ważnym testem dla Putina. Rzeczywiste wyniki wyborów, nie te przekazane przez instytucje państwowe oraz media,  zapewne pokazały rosyjskiemu przywódcy skalę społecznego poparcia dla prowadzonej przez niego polityki, zwłaszcza w kontekście trwającej już ponad dwa lata wojny. 

Podobne, niekorzystne uwarunkowania występują jeszcze w wielu miejscach. Pakistan, Iran, Mozambik, Algieria, Tunezję, Białoruś – przykładów da się tutaj mnożyć. Za skrajność uchodzi Korea Północna, której obywatele w kwietniu oddadzą głos na deputowanych do Najwyższego Zgromadzenia Ludowego. Obecnie, wszystkie 687 mandatów jest obsadzonych przez członków partii należących do koalicji rządzącej, w której zdecydowanie największą siłą jest Partia Pracy Korei. Należy się spodziewać, że tegoroczna elekcja nie doprowadzi do znaczących przetasowań w składzie izby. 

Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Prime_Minister_Narendra_Modi_at_the_meeting_with_BRICS_Business_Council_members,_2017.jpg

Jest też grupa państw, gdzie wybory budzą mieszane odczucia. Wśród nich “The Economist” wymienia m.in. Indie. Największa demokrację świata zaczyna borykać się z coraz większymi problemami w sferze systemowej. W trakcie trwającej, drugiej kadencji premiera Narendry Modiego, amerykańska organizacja Freedom House, która zajmuje się badaniem poziomu wolności politycznej na świecie, obniżyła ocenę indyjskiej demokracji z “wolnej” na “częściowo wolną”. Główną przyczyną tej zmiany jest dyskryminująca wobec muzułmanów polityka rządu, a także coraz częstsze atakowanie przeciwnych władzy mediów. W kontekście wyborów, niepokojąca przez dłuższy czas była też kwestia finansowania partii politycznych. Model znany jako electoral bonds został wprowadzony w 2017 roku przez rządzącą Indyjską Partię Ludową (BJP), której liderem jest Modi. Umożliwiał on osobom fizycznym oraz firmom anonimowe dotacje na de facto nieograniczoną sumę. Dane zebrane przez Association for Democratic Reforms z lat 2018-2023, mówią o łącznej kwocie 1,9 mld $ przekazanych partiom politycznym za pomocą tego schematu. Od początku 2018 do marca 2022, aż 57% wszystkich wpłat trafiło na konto Indyjskiej Partii Ludowej. Dla porównania, tylko 10% otrzymało największe opozycyjne ugrupowanie w parlamencie, czyli Indyjski Kongres Narodowy (INC). Dopiero w lutym tego roku Sąd Najwyższy Indii uznał electoral bonds za niekonstytucyjne. Nie należy się spodziewać, że ta decyzja odwróci losy wyborów, które rozpoczną się już 19 kwietnia. Zostaną one przeprowadzone w siedmiu etapach i potrwają łącznie 44 dni. Ostatnim momentem by oddać głos będzie 1 czerwca, natomiast wyniki poznamy dopiero 4 czerwca. Większość ekspertów wskazuje na trzecie z rzędu zwycięstwo partii Modiego i utrzymanie przez niego pozycji premiera. Można spodziewać się kontynuacji prowadzonej przez niego polityki o silnym zabarwieniu nacjonalistycznym oraz religijnym. 

Setki milionów Europejczyków również uda się do urn, przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego. Głosowanie odbędzie się między 6 a 9 czerwca, w zależności od procedur wewnętrznych każdego państwa członkowskiego. Jak zmienią się składy poszczególnych frakcji politycznych? Według aktualnych prognoz, najwięcej członków zyskają Tożsamość i Demokracja (ID) oraz Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR). Obie grupy zrzeszają prawicowych polityków, aczkolwiek pierwsze jest bardziej radykalne w swoich postawach, w tym m.in. eurosceptycyzmie i nacjonalizmie.  W dalszym ciągu, największymi ugrupowaniami pozostaną Grupa Europejskiej Partii Ludowej (EPP), której członkowie cenią sobie wartości liberalnego konserwatyzmu i chrześcijańskiej demokracji,  a także Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D) skupiający zwolenników socjaldemokracji i progresywizmu. Z wyjątkiem Węgier, “The Economist” ocenił wybory we wszystkich państwach członkowskich na najwyższą notę, a więc nie budzą żadnych zastrzeżeń pod względem demokratycznych standardów ich przeprowadzenia.

Wybory europejskie to jedno, ale w tym roku Polakom przyszło też wyłonić przedstawicieli organów samorządowych.  Są to wójtowie gmin, burmistrzowie, prezydenci miast oraz radni dzielnicowi m.st. Warszawy, gminni (w tym miejscy), powiatowi i sejmików województw. Wybory miały miejsce w zeszłą niedzielę, 7 kwietnia. W miejscowościach, gdzie żaden z kandydatów do organu wykonawczego nie uzyskał bezwzględnej większości za dwa tygodnie (21 kwietnia) odbędzie się II tura. Kampania samorządowa pokazała, przynajmniej częściowo, jak rozkłada się poparcie w polityce ogólnokrajowej. Jest to szczególnie ważne z perspektywy obecnej koalicji rządzącej, która mogła sprawdzić nastroje panujące w społeczeństwie po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych.

Źródło: https://www.flickr.com/photos/190449656@N04/50404662486

Jesienią oczy całego świata zostaną zwrócone w jedno miejsce, a mianowicie na Amerykę Północną. Nie można się dziwić, rezultat tamtejszej elekcji wpłynie znacząco na kształt systemu międzynarodowego. Mowa oczywiście o wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Za nami “Super Wtorek”, czyli kluczowy moment prawyborów. 5 marca w kilkunastu stanach wyłoniono delegatów na konwencje partyjne. To oni ostatecznie zadecydują, który kandydat otrzyma nominację. Obserwując dotychczasowe wyniki jest już w zasadzie pewne, kto wystartuje we właściwym wyścigu o Biały Dom. Zaskoczenia nie ma, bowiem Partię Demokratyczną będzie reprezentował ubiegający się o reelekcję, obecny prezydent Joe Biden, zaś Partia Republikańska ponownie postawiła na Donalda Trumpa. Obejrzymy więc powtórkę starcia sprzed czterech lat. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w 1956 roku, kiedy to Dwight Eisenhower po raz drugi wygrał z Adlaiem Stevensonem, byłym gubernatorem Illinois. Aktualne sondaże wskazują na zwycięstwo Trumpa, aczkolwiek do wyborów jeszcze długa droga, w trakcie której wiele się może zmienić. 

Łącznie kilka miliardów ludzi będzie miało prawo wziąć udział w wyborach tego roku. Robi to wrażenie, bez wątpienia. Optymizmem nie napawa jednak fakt, że większość oddanych głosów nie będzie miało żadnego przełożenia na otaczającą nas rzeczywistość. Wskazuje to na silne tendencje autorytarne w wielu regionach na świecie. Jedynie Europa, w dalszym ciągu pozostaje ostoją rozwiązań demokratycznych. Trudno rozstrzygnąć, czy dla mieszkańca tego kontynentu to powód do radości, czy raczej do niepokoju, zważając na globalne trendy.

Autor: Jakub Zulczyk

Uwagi odnośnie mapy: 

1. W Wielkiej Brytanii najpóźniejszą datą wyborów do Izby Gmin jest 28 stycznia 2025 roku. Niemniej jednak, zgodnie z zapowiedziami polityków rządzącej Partii Konserwatywnej, w tym obecnego premiera Rishiego Sunaka, wybory odbędą się jeszcze w tym roku. 

2. W przeciwieństwie do “The Economist”, na naszej liście nie znalazła się Ukraina. W listopadzie zeszłego roku, kiedy opublikowano cytowany artykuł, część komentatorów twierdziła, że mimo trwającej wojny, ukraińskim władzom uda się przeprowadzić wybory prezydenckie. Dziś już wiemy, że do tego nie dojdzie. Głosowanie miało się odbyć 31 marca, a potencjalną II turę zaplanowano na 21 kwietnia. Na ten moment, uchwałą Rady Najwyższej przedłużono stan wojenny i mobilizację do 13 maja. Nic jednak nie zapowiada by do tego czasu, ani w całym 2024 roku, sytuacja ustabilizowała się na tyle, żeby organizacja wyborów przestała być problematyczna. Trzeba pamiętać o tym, że miliony Ukraińców przebywa za granicą, setki tysięcy odbywa służbę wojskową, a wielu innych znajduje się na terenach pod rosyjską okupacją. W takich warunkach, szereg obywateli ukraińskich zostałby pozbawiony możliwości oddania głosu, a także wystartowania w wyścigu o fotel prezydencki, co podważałoby legalność wyników. 

Dodaj komentarz