Rosja. Lata 90. Portrety zmarłego Stalina wciąż wiszą na ścianach policyjnych komisariatów. Popkultura i konsumpcjonizm królujące na Zachodzie powoli docierają także na wschód Europy. Kraj jest pogrążony w przestępczości. Wszyscy dokonują przekrętów – także członkowie policji czy reprezentanci władzy. Wszechobecna przemoc, alkoholizm, hektolitry krwi, brutalność, brudne interesy i przytłaczająca prowizorka – oto główne atrybuty świata przedstawionego w filmie o niepozornym tytule „Ciuciubabka”.
Ta produkcja, klasyfikowana jako czarna komedia, powstała w 2005 roku i jest dziełem cenionego reżysera Aleksieja Bałabanowa. Niedawno zmarły twórca w swoich filmach ukazuje Rosję postsowiecką. Czas akcji jego produkcji to przełom XX i XXI wieku – czas po upadku komunizmu, moment istotnych transformacji społecznych i politycznych. Bałabanowa, poza uważnym obserwatorem i badaczem rosyjskiego społeczeństwa, można nazwać także mistrzem odwołań intertekstualnych. Na przykład, przedstawiony przez niego w filmie „Brat” obraz Petersburga doskonale koresponduje z miastem ujętym w „Zbrodni i Karze”. Jednak przede wszystkim Bałabanow w świecie kina uchodzi za rosyjski odpowiednik Quentina Tarantino. Do mistrzostwa opracował operowanie brutalizmem. Wytrąca widza z równowagi, a pod warstwą ironii i przemocy przekazuje prawdę o rzeczywistości. Charakterystyczne dla filmów Tarantino motywy – przemoc, śmierć, groteskowe konflikty, zemstę – Bałabanow filtruje przez rosyjską mentalność tak, by wyśmiać realia dawnego codziennego życia w Rosji. W komedii „Ciuciubabka” reżyser na warsztat wziął stereotyp rosyjskiego mafioza. Jego wybór, by przedstawić prymitywnego rosyjskiego gangstera zgodnie z popularnym stereotypem, jest kontrowersyjny i może wzbudzać skrajne emocje. Jednak dzięki przerysowaniu i przesyceniu filmu przemocą, reżyser rozpoczyna dyskusję o trudach życia w Rosji u schyłku poprzedniego stulecia.

„Ciuciubabka” wyświetlona została w tym roku podczas corocznego festiwalu kina rosyjskiego „Sputnik nad Polską” na ekranie kultowego kina Iluzjon, które znajduje się w sercu warszawskiego Mokotowa. Tegoroczna edycja festiwalu odbywała się od 18 do 28 listopada w warszawskich kinach studyjnych – w kinie Luna oraz właśnie w Kinie Iluzjon – a na początku grudnia także w wersji online. „Sputnik” organizowany jest już od kilkunastu lat. Pierwsza odsłona miała miejsce w 2007 roku w Warszawie. Tegoroczny repertuar festiwalu obejmował szerokie spektrum gatunków – od filmów sci-fi (np. „Droga ku gwiazdom” Klushantseva), przez radzieckie ekranizacje klasyków literatury (np. „Bracia Karamazow” Iwana Pyrjewa) po właśnie czarne komedie. Festiwal skierowany był nie tylko do kinomaniaków. Swoje duchowe i intelektualne potrzeby mogli tam zaspokoić także miłośnicy kultury rosyjskiej. Mieli okazję wziąć udział w wydarzeniach towarzyszących seansom – w warsztatach kolażu, spacerach śladami rosyjskich inwestycji czy w różnorodnych wystawach dotyczących Rosji oraz bohaterów jej kultury (Dostojewskiego czy Gagarina). Natomiast fani kina rosyjskiego oraz kina w ogólności mogli obejrzeć zarówno filmy cenione i polecane przez krytykę (na przykład „Solaris” Tarkowskiego), jak i te bardziej kontrowersyjne czy nieoczywiste – jak właśnie „Ciuciubabkę”. Dla kogoś zafascynowanego rosyjską kulturą „Sputnik” był wydarzeniem umożliwiającym zrozumienie rosyjskiej mentalności. Festiwal stanowił swoisty przekrój historii Rosji. Kolejne filmy wyświetlane w warszawskich kinach ukazywały poszczególne fragmenty historii tego kraju. Po seansie produkcji będących manifestem radzieckiego artyzmu i estetyki (powstających za istnienia ZSRR) można było obejrzeć filmy, które w ironiczny sposób ukazywały rzeczywistość zwykłych ludzi po upadku komunizmu. „Ciuciubabka” ukazuje właśnie ten moment społecznego rozkładu, dezorientacji, konieczności opracowania innego sposobu funkcjonowania i odnalezienia się w nowym porządku.
Bez znajomości kontekstu filmu czy twórczości Bałabanowa, „Ciuciubabka” mogłaby wydawać się tandetną, niskobudżetową produkcją. Już w pierwszych scenach oczy widza nawiedza obraz krwi, zabójstw, zwłok leżących na łóżkach kostnicy. Następnie na ekran wstępują stereotypowo brutalne postacie o pustych spojrzeniach. Na szyjach mają łańcuchy, na ramionach wytarte skórzane kurtki, a w dłoniach pistolety. W głowie odbiorcy od razu pojawia się myśl – pewnie zaraz obejrzę kolejny przygnębiający film o mafii rosyjskiej. I taki on właśnie jest. Akcja filmu toczy się w latach 90. – w szarym rosyjskim mieście dotkniętym przez komunistyczne budownictwo. Bohaterami są przestępcy, którym brakuje sprytu i błyskotliwości by choć raz z powodzeniem przeprowadzić misje powierzone im przez mafijnego bossa. Sergiej i Simon – bracia towarzyszący sobie na dobre i na złe w każdej akcji – przez swoją komiczną nieudolność gubią walizkę z heroiną przez co grozi im śmierć. W cudowny sposób udaje im się jednak przeżyć. Dwóch zbirów, pomimo swojego okrucieństwa, wielu morderstw na sumieniu, głupoty oraz jawnego czerpania przyjemności z cierpienia innych, na końcu filmu odnosi sukces polityczny. Czy mógł być to komentarz Bałabanowa do moralnego rozkładu Rosji lat 90? Z pewnością. Film w „zabawny” sposób opowiada o nieetycznym wzbogacaniu się rosyjskich oligarchów i już pierwsza scena nasuwa widzowi taką sugestię. W pierwszej scenie oglądamy fragment akademickiego wykładu, podczas którego prowadzący tłumaczy proces wzbogacania się oligarchów dzięki współpracy z mafią. Fabuła filmu w wyjątkowo ironiczny i przerysowany sposób ukazuje właśnie ten proces.
Zdaje się, że sam dobór aktorów wskazuje na ironię, grę z konwencją. Warto zauważyć, że w rolę mafijnego bossa wciela się Nikita Michałkow. Gangstera ubranego w welurowy dres, zdolnego do spalenia w kominku architekta za zły projekt salonu, idolizującego swojego zdemoralizowanego i karmiącego się przemocą małego syna, gra niegdyś ceniony aktor i (uznawany za znakomitego) reżyser. Przedstawienie tak brutalnej postaci przez ikonę dawnego kina rosyjskiego obnaża prawdziwy charakter filmu. Możliwe, że produkcja celowo jest kiczowata. Brak wyrafinowania i znacznych walorów estetycznych nie świadczy o braku talentu reżysera. Bałabanow przemyślał swój film w taki sposób, by pokazać moralny rozkład organizacji przestępczych, a także trudy życia w tamtych czasach. Film może wydaje się prymitywny, jednak świadczy to jedynie o sukcesie reżysera w wiarygodnym oddaniu stereotypu szarości i smutku życia w postsowieckiej Rosji. Jak wyglądało więc życie w Rosji w tamtych latach? Komunizm upadał. Ludzie nie do końca wiedzieli jak funkcjonować w świecie bez niego. Uciekali się do przemocy, pijaństwa. Widzowi wprawdzie może wydać się, że z prawdziwych, bolesnych wydarzeń nie powinno się żartować. Bo przecież rzeczywiście tak było! Ten koszmar nie jest wyolbrzymiony! Ale czy nie na tym polega czarny humor w kinie? Gdyby w kinematografii unikano tematów wrażliwych nie mielibyśmy produkcji takich jak „Bękarty wojny” (dzieło amerykańskiego prototypu Bałabanowa) w kontrowersyjny sposób szydzącego z nazistów, czy „Ze śmiercią jej do twarzy” – filmu śmiejącego się z przemijania kobiecej urody. Czarne komedie mają na celu zmierzenie się z tabu. Jednak czy Ciuciubabka na pewno jest komedią? Pojawiały się tragicznie zabawne motywy – nietrzeźwy student medycyny wyjmujący kulę z piersi Siergieja czy niezbyt błyskotliwy, pozbawiony wrażliwości Simon napawający się dźwiękami muzyki z gramofonu. Podczas seansu nie było jednak słychać salw śmiechu. Jaka jest tego przyczyna? Być może polska widownia źle znosi wyśmiewanie znanych nam realiów. Brutalizm ujmuje nas w kinie amerykańskim. „Zabawna” przemoc nie razi tak bardzo, gdy wiemy, że dzieło odnosi się do odległych nam problemów. Kiedy film w przerysowany i brutalny sposób tym razem przedstawia realia rosyjskie jego seans nie jest tak atrakcyjny. Wynika to z tego, że postkomunistyczna rzeczywistość jest nam bliższa niż odległe hollywoodzkie uniwersum. Wciąż boimy się tamtych mrocznych czasów. Rażą nas także przykłady zachowań mafii: zabijanie przypadkowych osób, produkowanie i sprzedawanie narkotyków, gangsterska wersja dziecięcej ciuciubabki, w której można stracić życie podczas gry. A kogo z nas tak naprawdę mogłyby dotknąć abstrakcyjne zmagania Umy Thurman ze zgrają fikcyjnych, kreskówkowych wręcz przeciwników? Tacy przeciwnicy dla nas nie istnieją. Wysokie, barczyste, postaci gangsterów z łańcuchami na szyjach natomiast już tak.

Bałabanow jawnie nawiązuje do Tarantino. Tak samo jak on posługuje się absurdalną ilością brutalnych scen. Nawet motyw dwóch zwyrodniałych partnerów – płatnych zabójców – występował przecież w kultowym już „Pulp Fiction”. Jednak motywy dobrze nam już znane, przeniesione na rosyjski grunt, są bardziej uderzające. Film może budzić skrajne emocje – oglądając go obserwuję zniesmaczone twarze widzów. Nie każdy jest odporny na tak ogromną ilość przemocy oraz bezpardonowe, nieocenzurowane, odważne (doprawione dawką poczucia humoru i hiperbolicznym ukazaniem bezwzględności i głupoty) przedstawienie realiów tamtych czasów.
Należy wspomnieć, że mafia to niezwykle drażliwy temat, nawet w czasach współczesnych. To ciekawe, że akurat to zjawisko Bałabanow wybrał za swój przedmiot szydzenia. Niektórzy śmieją się z żartów o mafiozach, z ich prostego ubioru i niewyrafinowanej mowy. Wydaje się, że gangsterzy nie są prawdziwi, że są jedynie uosobieniem stereotypu. Jednak co jeśli tak nie jest? Widz, gdy zda sobie sprawę, że przestępcy rzeczywiście bezwzględnie mordowali ludzi, a później bezkarnie zajmowali wysokie stanowiska urzędnicze, wychodzi z kina z niesmakiem.
Ciekawi mnie także, że rosyjski reżyser postanowił tak mocno wyśmiać swoją kulturę. Wiadomo, że żartowanie ze stereotypów sprawia wrażenie, że obiekt drwin nie ma kompleksów z nimi związanych, jednak tu wydaje mi się to wyjątkowo ryzykowne. Film umacnia w końcu stereotyp rosyjskiego wiecznie pijanego mafioza. Czy nie da to osobom innych narodowości przyzwolenia na wyśmiewanie i spłaszczanie rosyjskiej kultury?
Pomimo wielu kontrowersji, „Ciuciubabka” może pełnić ważną rolę w procesie dążenia do samoświadomości i zrozumienia charakteru swojego narodu – zarówno u Rosjan, jak i u oglądających go Polaków. Możliwe, że oglądając go zdamy sobie sprawę, że wciąż nie jesteśmy pogodzeni z postkomunistyczną rzeczywistością. Produkcja z pewnością nie jest wskazana dla widzów o lekkich nerwach, jednak pomimo to nie była zaskakująca. I właśnie to najbardziej mnie zdenerwowało. Film ani trochę mnie nie zaskoczył. Gdy o nim usłyszałam – czarna komedia rosyjska – pomyślałam, że wyjdę z kina przygnębiona szarością tamtej rzeczywistości. I tak właśnie było. Dla niektórych ten fakt jest plusem tego filmu. Podoba im się zgodność ze stereotypem rosyjskiego mafioza. Podoba im się w nim ta bezpardonowość, przedstawienie mafii rosyjskiej w najbardziej oczywisty sposób, bez delikatności i umiejętnego omijania kontrowersyjnej prawdy. To prawdziwa sztuka – ukazać prawdę tak, by niektórzy widzowie nie mogli uwierzyć, że jest ona rzeczywiście prawdą. Nie w nieangażujący, lecz w zabawny sposób. Oczekując od filmu rozrywki, niektórzy mogliby się jednak spodziewać czegoś zabawniejszego. Można było też liczyć na przeredagowanie mitu o rosyjskiej brutalności, na nakreślenie figury mafii na nowo. Z drugiej strony, jeśli film miał mieć poważny wydźwięk – postaci mogłyby być bardziej realistyczne, mniej wymuszone czy doprowadzone do granic skrajności. Postaci nie były pogłębione psychologicznie, ich niewzruszona brutalność i okrucieństwo były niewyjaśnione. Nie mieliśmy okazji poznać źródła ich zachowań czy otrzymać informacji, które sprawiłyby, że będziemy im kibicować. Podczas seansu, nie darzyłam postaci także nienawiścią – jedyną emocję, którą wzbudziły we mnie ich puste uśmiechy było zirytowanie. Mam jednak wrażenie, że główną kategorią, którą Bałabanow się posłużył była przemoc dlatego, że sam film wcale nie miał być rozrywkowy czy złożony. Miał być jałowy. Miał być szary. Miał być niewygodny. Bałabanow przedstawiając widzowi refleksję nad sytuacją społeczną w Rosji mówi do nas: „Obrzydza cię to? Wkurza cię to? Nie rozumiesz motywacji tych zbirów? Nie wiesz czemu właśnie w ten sposób wygląda rzeczywistość? To spróbuj wyobrazić sobie, że to prawda. Zgadnij co – to nie tylko kino, tak wyglądało życie.” Bałabanow nie próbował zaspokoić estetycznych zmysłów widza ani w wyrafinowany sposób dać mu lekcję. W brutalny, jawny sposób chciał zmusić nas do przetrawienia tamtych realiów i uświadomienia sobie, że to, że ten świat wydaje nam się zbyt brutalny, by był prawdopodobny demaskuje kompletny moralny rozkład grup przestępczych i sytuacji społecznej w Rosji u schyłku poprzedniego stulecia.
Agata Tomaszewska