Ken Saro-Wiwa – Afryka zabija swoje słońce

,,Panie, weź moją duszę, a walka będzie trwać” – tak miały brzmieć ostatnie słowa Ken Saro-Wiwy, syna Nigerii, ekologicznego aktywisty i obrońcy praw nigeryjskich mniejszości, który w walce z wojskową dyktaturą i naftowymi korporacjami oddał swoje życie.

Ken Saro-Wiwa przemawia podczas demonstracji Ogoni Day w Nigerii. Autor: Tim Lambon/Greenpeace

Afryka to drugi największy kontynent na Ziemi. Obszar bogaty kulturowo, historycznie, językowo, ale także obfitujący w surowce naturalne, które można by wymieniać bez końca: ruda żelaza, kobalt (mówi się, że bez tych złóż Zachód nie miałby swoich smartfonów), uran, złoto, srebro, diamenty, a także ropa naftowa, gaz ziemny i węgiel kamienny. Ta różnorodność w oczach Europejczyka kontrastuje z powszechnym ubóstwem i nędzą życia codziennego milionów mieszkańców tego lądu. Okazuje się bowiem, że to bogactwo Afryki nie jest dla jej mieszkańców błogosławieństwem. Jest klątwą. Klątwą surowcową, która zbiera tragiczne żniwo. Niszczy ekosystem, przyczynia się do wybuchów wojen, rozwoju terroryzmu, prowadzi do upadku społeczności, a także pozbawia życia ludzi, którzy próbują się jej przeciwstawić. Jednym z nich był Ken Saro-Wiwa – nigeryjski aktywista, pisarz, producent telewizyjny i biznesmen.

Ken urodził się 10 października 1941 roku we wsi Bori (nigeryjski stan Rivers). Pochodził z ludu Ogoni (ok. 0,35% populacji Nigerii), zamieszkującego Deltę Nigru (Ogoniland) – naftowy raj. Zanim jednak przejdę do działalności Ken Saro-Wiwy, jako członka i przedstawiciela Ruchu na rzecz Przetrwania Ludu Ogoni (MOSOP), zacznę od początków jego kariery. Przypadły one na czas wojny domowej zwanej wojną biafrańską,  która objęła rodzinne strony Saro-Wiwy. Konflikt rozgrywał się między nigeryjskim rządem a Biafrą, regionem Nigerii, który dążył do secesji. Ken popierał siły rządowe i mobilizował Ogoni przeciwko biafrańskim buntownikom, ponieważ widział w tym szansę dla swoich rodaków na wywalczenie większej niezależności. Ken, od początku swojej drogi zawodowej, przywiązywał wielką wagę do losów ludu Ogoni. Został gubernatorem regionu Bonny i członkiem Rady Zarządzającej Stanu Rivers, bezskutecznie kandydował również do Zgromadzenia Konstytucyjnego. Zaangażowanie w walkę o prawa mniejszości, z której pochodził, utrudniło mu rozwój kariery politycznej w ówczesnej Nigerii, dlatego porzucił tę drogę, na rzecz biznesu i zaangażowanego pisarstwa.

Dzięki materialnemu zabezpieczeniu Ken Saro-Wiwa założył własne wydawnictwo Saros International Limited. Pod patronatem własnej działalności publikował swoje teksty, które przyniosły mu sławę. Należały do nich m.in.: “Pieśni z czasów wojny” (1986,), “Sozaboy” (1985) i “Las Kwiatów – Krótkie opowiadania” (1986). W swojej literaturze Ken Saro – Wiwa opisywał nigeryjskie realia życia i wynikające z nich problemy. Krytykował skorumpowany rząd i wyrażał swoje zaniepokojenie o los zdominowanych mniejszości etnicznych. Słowa i literatura były jednak dla Kena niewystarczające – zaangażował się w walkę o prawa swojego ludu, poświęcając dla niej  życie.

Demonstracja Dnia Ogoni w Nigerii, 1993 r. Autor: Tim Lambon / Greenpeace

Ogoni zamieszkujący Deltę Nigru od lat byli marginalizowani przez rządzące grupy etniczne. Na ziemiach ich przodków giganci naftowi, tacy jak Shell czy Chevron, wydobywali wartą miliardy dolarów ropę naftową. Zyski trafiały  do rządzących i do spółek wydobywczych, przez co prawowici właściciele ziemi nie otrzymywali nawet odpowiedniego procentu za dzierżawę (Shell kontroluje około 50 procent wydobycia ropy naftowej w Nigerii, która jest jednym z największych producentów tego surowca na świecie).  Ogoniland zaś musiał radzić sobie z ubóstwem, brakiem szkół, szpitali i perspektyw na rozwój. W latach 90. XX wieku powstał Ruch na rzecz Przetrwania Ludu Ogoni, który stał się sformalizowaną formą oporu. Ken Saro-Wiwa objął w nim stanowisko Sekretarza do Spraw Publicznych. Za tragiczną sytuację, swojego ludu oraz środowiska, obwiniał zarówno wojskowy rząd Nigerii, jak i Shell oraz Chevron. Zjednoczeni na nowo Ogoni, rozpoczęli pokojową walkę o lepsze jutro dla siebie i przyszłych pokoleń.

W 1990 roku powstała skierowana do rządu Karta Praw Ludu Ogoni, w której grupa etniczna domagała się zwiększenia stopnia własnej samorządności, sprawiedliwego podziału zysków z wydobycia ropy i rekultywacji ekosystemu ich ziemi. Rząd zlekceważył postulaty, a kolejne nieudane próby pokojowych negocjacji np. z samym Shellem czy Chevronem, zmusiły Ogoni do wyjścia na ulicę. W 1993 roku rozpoczęły się masowe demonstracje, które znacząco utrudniły wydobycie ropy naftowym gigantom. Tym razem reakcja rządu była stanowcza – bunt potraktowano jako akt zdrady karany śmiercią.

Lęk przed utratą życia wywołał popłoch, a wśród dotychczas zjednoczonych protestujących pojawił się rozłam. Część z nich zaczęła dążyć do ugody z rządem, który celowo podsycał niesnaski między protestującymi, a pozostali czuli, że wreszcie odzyskali dumę i chcieli, pod przywództwem Saro-Wiwy, kontynuować walkę o suwerenność. Ken został aresztowany, ale po miesiącu odzyskał wolność. Jak się miało później okazać – nie na długo. 

W maju 1994 roku zamordowano czterech przywódców, którzy byli zwolennikami ugodowego rozwiązania konfliktu i reprezentowali ludowe starszyzny. Po tym wydarzeniu rząd rozpoczął falę represji w Ogoniland, w których zginęło co najmniej 50 osób. Po raz kolejny aresztowano Ken Saro-Wiwę oraz innych działaczy ruchu i postawiono ich przed wojskowym trybunałem, oskarżając o udział w morderstwie. Mimo braku dowodów, 10 listopada 1995 roku z rozkazu dyktatora Sani Abacha, Ken Saro-Wiwa wraz z ośmioma liderami MOSOP-u zostali straceni przez powieszenie, a korporacje Shell i Chevron bezkarnie kontynuowały wydobywanie ropy naftowej. 

Źródło: code-roode.org

Ken Saro-Wiwa stracił życie w nierównej walce, jednak jego poświęcenie nie poszło na marne. Pamięć o nim jest wciąż żywa, zarówno w jego rodzinnej społeczności,  jak i w międzynarodowej świadomości. W 2009 roku Shell, w wyniku pozwu sądowego, zapłacił 15,5 milionów dolarów rekompensaty rodzinom straconych aktywistów, tzw. Ogoni Nine (Dziewiątki Ogoni, do której oprócz Ken Saro-Wiwy należeli: Saturday Dobee, Nordu Eawo, Daniel Gbooko, Paul Levera, Felix Nuate, Baribor Bera, Barinem Kiobel i John Kpuine). W pozwie oskarżono Shell o nielegalne dostarczanie broni nigeryjskiemu rządowi, opłacanie wojskowych, którzy strzelali do protestujących czy współudział koncernu w innych przestępstwach ówczesnego rządu Nigerii. Choć Shell nie przyznał się do zarzutów, a wypłaconą sumę traktuje jako element „procesu pojednawczego”, to wiadomo, że co najmniej dwóch świadków, zeznających przeciwko Ken Saro-Wiwie i pozostałym liderom w 1995 roku, odwołało swoje zeznania, twierdząc, że w zamian za ich sfałszowanie, Shell próbował ich przekupić pieniędzmi i ofertami pracy w koncernie. 

Do dziś rurociągi naftowe nadal przecinają Ogoniland. Często dochodzi do wycieków, które w negatywny sposób wpływają na stan regionu. Wydobycie ropy naftowej z rodzimej ziemi Ogoni przez dekady zatruwało źródła wody pitnej oraz pola uprawne. Spalany gaz trafiał do atmosfery, stając się poważnym zagrożeniem dla żyjących tam społeczności. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych, ekologiczne wskrzeszenie tego regionu do prawidłowego funkcjonowania będzie trwało minimum 30 lat, a warto zaznaczyć, że prace nie zostały jeszcze rozpoczęte. W 2017 roku pojawiły się kolejne oskarżenia wobec Shell, według których koncern miałby tuszować prawdziwe konsekwencje wycieków ropy, które wpłynęły na życie grupy etnicznej Bodo (kolejnych mieszkańców Delty Nigru). W tym samym roku  holenderski sąd wszczął kolejne dochodzenie wobec domniemanego udziału Shell w morderstwie Dziewiątki Ogoni. 

Walka MOSOP-u z konsekwencjami klątwy surowcowej wciąż trwa. Nigeria jest najgęściej zaludnionym krajem w Afryce i największym eksporterem ropy na kontynencie. Jej wydobycie stanowi ponad połowę dochodów rządu. Wciąż jednak 40% populacji Nigerii żyje w biedzie. Działalność Shell nadal powoduje wycieki paliwa w Ogoniland i na innych obszarach, za co koncern nie ponosi odpowiedzialności, a wręcz przeciwnie, nieustannie rozwija swoje interesy na tym skrawku świata. Takich organizacji czy jednostek jak Ken Saro-Wiwa było, jest i będzie w Afryce jeszcze wiele. Setki działaczy na rzecz prawdziwej wolności Afryki oddało i odda w tym starciu swoje życie. Warto byśmy zwrócili swój wzrok na kontynent, który, jak pisał Saro-Wiwa w swoim epitafium, ,,zabija swe słońce”, a dzięki rozwijaniu własnej wiedzy i świadomości wspierali ich w tych dążeniach. Czasem warto porządnie się zastanowić, przed wyborem miejsca, w którym zatankujemy samochód czy kupimy hot-doga.

2 Comments

Dodaj odpowiedź do Kamila Anuluj pisanie odpowiedzi